» Wto sty 20, 2009 23:34
Lollipop, potrzeba czasu, żeby to trochę mniej bolało. Zrobiłaś tyle, ile mogłaś i umiałaś zrobić w tamtej sytuacji i w tamtym czasie. Wiem, że gdybyś wiedziała, czym to się skończy - szukałabyś innego rozwiązania. Stało się źle, jednak próbuj tłumaczyć sobie, że podjęłaś wówczas taką decyzję, którą uważałaś za słuszną. W swoim życiu wiele razy pomagałam zwierzakom ale nie zawsze to pomaganie kończyło się pełnym sukcesem. Kiedyś np zawiozłam psa ("powypadkowego", znalezionego przy ulicy) do jednej z warszawskich lecznic - pies umarł a ja zostałam z wyrzutem sumienia, bo ktoś ochrzanił mnie z góry na dół, że zawiozłam go to tej lecznicy, o której "wszyscy wiedzą, że to mordownia". Ja niestety nie wiedziałam. Ochrzaniono mnie (osoma nie z kociego forum ale doświadczona w pomaganiu zwierzętom - jednak "narwana'") za niewinność; wyrzuty sumienia miałam i mam nadal, choć na logikę biorąc, są one nieuzasadnione. Kiedyś pewien kot został potrącony przez samochód i leżał w kałuży - było bardzo zimno. Ludzie patrzyli i szli dalej. Pewien chłopak i moja córka zainteresowali się kotem, chłopak wyciągnął go z kałuży. Córka zadzwoniła do mnie. Zamiast do pracy pojechaliśmy (ten wspomniany chłopak i ja) z kotem do lecznicy - na SGGW. Kot był przemarznięty, ale przytomny. trzymał głowę do góry, pozwalał się głaskać, był łagodny i miły, tylko bardzo się żalił. Miał czyste oczy, nosek, futerko (bure w czyste białe łaty). Zamoczony miał jeden bok ale nie w błocie, bo leżał w kałuży na asfalcie). Na SGGW trafiliśmy na "lekarza" o nazwisku edward kołodziejski. Zapytał, czy to mój kot, czy to kot chłopaka, który wniósł kota do lecznicy. Po usłyszeniu, że to nie nasze zwierzę - odmówił udzielenia kotu pomocy. Powiedziałam, że przecież ja zapłacę. Facet na to, że to nie ma znaczenia - on się do kota nie dotknie, bo kot "może być wściekły". Facet powiedział mi, że mogę tego kota zawieźć do schroniska na kwarantannę a do niego przywieźć po dwóch tygodniach kwarantanny. Koniec dyskusji. Zawieźliśmy kota na do innej lecznicy: lekarki ratowały, rozgrzewały, włożyły do inkubatora, ale było za późno. Kot umarł z wychłodzenia organizmu. Mam wyrzuty sumienia, bo gdybym nie zawiozła go na SGGW, może by żył. Tylko, że o SGGW wiedziałam, że jest czynna od rana, więc właśnie tam pojechałam.
Ten sam lekarz pewnego razu namawiał, żebym uśpiła szczeniaka (znalezionego na ulicy) z urazem łapki (złamanie którejś kostki w "nadgarstku". Pan "lekarz" twierdził, że trzeba podjąć tę trudną decyzję, bo ten ten pies i tak będzie kaleką, a skoro jest bezdomny .... . Inni lekarze zagipsowali psiakowi łapkę i wyzdrowiał. ma teraz już kilka lat i nawet nie kuleje. Jak opisałam te dwie sprawy na forum, dostałam pw (prywatną wiadomość) od jednej z forumowiczek. Napisała mi tak: "co za bzdury to jest najlepszy lekarz w calej Warszawie, jest stanowczy i moze nie robic milego wrazenia, w koncu nie ma miec "serca" tylko dobrze leczyc..a to wlasnie robi.<i dobrze, ze dba tez o siebie,nie mozna sie dac zwariowac..kot mogl byc wsciekly". Mało mnie krew nie zalała, odpisałam wkurzona do bólu, może nawet mało grzecznie (trochę żałowałam później, że dałam się sprowokować), po czym otrzymałam taką odpowiedź: "no coz..sama jestem lekarzem i wiem,ze serce nie zywi ani nie leczy, a takich ludzi jak pani nie brakuje..o zgrozo..".
To była trochę inna sytuacja, niż Twoja, ale również było mi przykro. Nie zawsze udają nam się "akcje ratunkowe", nie zawsze spotkamy się ze zrozumieniem, a czasem jeszcze nam "dokopią".
Postaraj się sama sobie tłumaczyć, że postąpiłaś najlepiej, jak umiałaś. Wypłacz się porządnie raz, ale później postaraj się z tego otrząsnąć. Takie przeżycia zostają w nas na zawsze, bolą (z czasem trochę mniej) i są jak zadra, jednak trzeba jakoś sobie z nimi poradzić. Jesteś wartościowym, dobrym człowiekiem, pomożesz jeszcze niejednemu zwierzakowi (choć z pewnością teraz modlisz się o to, żeby żaden potrzebujący stwór nie stanął na Twojej drodze i nie wystawiał Cię na traumatyczną próbę). Rozumiem to. Każdy człowiek: chce/może/potrafi pomóc na tyle, na ile: chce/może/potrafi. Wiem, że takie zdanie wygląda głupio, ale moim zdanie jest prawdziwe. Większość ludzi nie kiwnie palcem. Ty pomagasz.
Na tym forum jest wiele osób, które w trudnej sytuacji, gdy trzeba ratować zwierzaka, oferują natychmiastową pomoc i naprawdę pomagają. Wcześniej nie mogłaś tego wiedzieć - teraz już wiesz. Jesteś bogatsza o kolejne życiowe doświadczenie.
Niektórzy są zbyt kategoryczni w swoich poglądach, ale to dobre ludziska, tylko trochę pyskate i w gorącej wodzie kąpane. Czasem swą wyrywnością mogą zrobić komuś przykrość, żeby nie powiedzieć, że krzywdę, ale to niezamierzone.
Przytulam Cię mocno, trzymaj się dzielnie.