młodziutki czarny kotek wesoło brykał po trawie
w Parku Staszica w Łodzi. Wokół pełno ludzi na ławeczkach,
cieplutko, radosnie, pomyślałam ktoś wyprowadził kotka na spacer..
Drugi raz spotkałam go przy wejściu do parku Staszica na jesieni
urósł, był piękny, sierść lśniła i zaczął do mnie gadać, ocierać się i popisywać skokami.
Zrobiłam mu wtedy kilka fotek komórką, dałam jeść(bo akurat niosłam dla moich)
ale nie był głodny -chciał się miziać i bawić..






Zaczęłam wypytywać o niego, pani z kiosku uspokoiła mnie, mówiąc, ze to jest czyjś kotek tylko tutaj przychodzi i wszystkich zaczepia i pełno pań go dokarmia..
Później jeszcze kilka razy przechodziłam tamtędy, ale nigdy go już nie spotkałam.
Aż do wczoraj, wieczorem szłam ulicą Narutowicza i nagle ktoś w radosnych podskokach zabiegł mi drogę- to mój czarny znajomy – zagadałam do niego a on zaczął robić ósemki wywalać brzuszek na oblodzonym chodniku, szła jakas pani i mówi : niech go pani pogłaszcze on to bardzo lubi – widzę go tu codziennie, zaczepia ludzi, żeby go głaskali…
Zaczęłam głaskać a kotek strzelając baranki, opowiadając mi coś i co chwile wywalając brzuszek podprowadził mnie do okienka piwnicznego w kamienicy tuz przy parku Staszica.
Pokazał gdzie mieszka.
Z domu wyszła inna pani i powiedziała, że kotek tu mieszka, ma ciepło, ludzie go karmią, ale jest niczyj i może bym go wzięła...
Postanowiłam założyć ten wątek, bo może znajdzie się ktoś kto zakocha się w tym
przepięknym, na razie pełno jajecznym,
młodym zielonookim kocie, w 100% czarnym,
który tak bardzo kocha ludzi i tak niesamowicie pragnie miłości.
Kotek wygląda naprawdę dobrze, futro ma piękne gęste, kruczoczarne, oczka czyste, ząbki białe.
Wierzę, że ten kotek jest komuś przeznaczony
i że nie spędzi całego życia w piwnicy żebrząc na ulicy o głaski