Nasze dziecię ukochane dostało dziś nowy pseudonim artystyczny.
Kotek-Wymiotek (TŻ domaga się, żeby podkreślić, że to on wymyślił)
Coś mnie podkusiło, żeby futrom wątróbkę dać. Szyszka zeżarła nie gryząc, ale u niej to norma, Furia zeżarła gryząc tylko trochę, Lentilka zeżarła powoli i z namysłem, gryząc dokładnie każdy kawałeczek. Trwało to tyle, że Złe Grube Koty kombinowały już, jak małej wyżreć z miski.
O tak kombinowały (jakość fatalna, ale tylko małpa pod ręką była)
Dziecięcia i jego posiłku własną piersią broniłam, za co dziecię się odwdzięczyło, a jakże.

Jakieś pół godziny po posiłku zawyło ponuro, aż się nam włos zjeżył (mi i TŻtowi znaczy się) i rzygnęło. Już wiem, skąd wzięło się określenie "pas startowy"

.....ulało się maleństwu z ryjka na dobre kilkadziesiąt centymetrów drobniutko pogryzionej wątróbeczki, bo sobie tak szła i ulewała, szła i ulewała....a te debile starsze się rzuciły to żreć

wychowałam potwory
TŻ spojrzał krytycznie z kanapy i orzekł, że teraz będzie miał kolejną traumę, że go koty w nocy obrzygają. Biedny chłop, co mu w tej głowie siedzi
Kotka-Wymiotka obserwuję, ale wydaje się, że raczej jej wątróbka nie podeszła (a raczej podeszła aż za bardzo i musiała sobie pójść) i pawik był tylko miłym urozmaiceniem sennego i zwykłego poniedziałkowego wieczoru....