stracilismy naszego ukochanego Piniego w niedziele 14 grudnia, historia Piniego to historia kota który wsiadł kiedys tak po poprostu do mojego samochodu i został...
a teraz słuchajcie we wtorek podjechalismy pod nasz garaż połozony wsród starych kamienic, było ciemno i mrożno wiec szybko rozpakowywalismy auto żeby nie uświerknąć z zimna.
Sypał snieg , po skończonym rozpakowywyaniu wsiadamy do auta i co widzimy na siedzeniu od kierowcy leży czarny kot zwiniety w kłębuszek

ja myslałam że mam omamy wzrokowe, Wojtek też patrzył dziwnie, wsiedliśmy kot wstał i po prostu poszedł na tylne siedzenie!!!!!
i cóż zamiast do domu pojechalismy do weta----- kot około 8 miesięcy cały czarny jak Pini , oczywiście to ON , zdrowy , został odrobaczony, zbadany i pojechał z nami do domu.
przywitanie z innymi odbyło sie bez jednego prychniecia, wszsycy przyzwyczajili sie że codziennie bieżemy Piniusia i wracamy z nim po kilku godzinach!!!
i został i jest barrrdddzzzo milutki . troche dzikawy, ale siusia do kuwety
i ma na imie Pini

Nie wiem dlaczego ale mam nieoparte wrażenie że historia powtórzyła sie co do joty jak w poprzednim przypadku czyzby On go przysłał?
dziwne...
bedą i zdjęcia

Padme
