

Zawsze zastawałam ją na parapecie okna, siedzącą z opuszczoną główką. Kiedy podchodził do niej człowiek - wtulała się w szybę ze strachu. Początkowo nawet załatwiała się pod siebie - sparaliżowana strachem nie uciekała, tylko tak strasznie się bała.

Po tych kilku tygodniach człowiek przestał być postrachem. Nadal siedzi na parapecie, nadal ma spuszczony, wtulony w szybę łepek, ale głaskana wyraźnie się rozluźnia. Koteczka uwielbia głaski, mruczy, nadstawia bródkę, wtula łepek w rękę. Jest młodziutka i drobna, ma cudne złote oczy i jedwabistą sierść.

Za kilka dni lokal, w którym przebywają koty z Kłaja trzeba będzie opróżnić. Dzikusy wrócą na swój śmietnik. Nie wiadomo, co stanie się z tymi, które proszą o dom. Do ewentualnych DT w pierwszej kolejności pójdą zapewne dzikie maluchy i dorosłe miziaki.
Czarnulka nie należy do żadnej z tych kategorii. Ale i ona zasługuje na dom. Jest wysterylizowana, odrobaczona, zaszczepiona, kuwetkowa - i zupełnie niekłopotliwa. Potrzebuje tylko ciepłego kącika (także wśród innych kotów), miseczki z jedzeniem - i ludzkiej ręki, która ją pogłaszcze i odgoni strachy, jakie w swym krótkim życiu ją męczyły.
Czy ma jakąś szansę
