Sasza chyba czuje się lepiej, bo wczorajszy wieczorny zastrzyk już był podawany przy akompaniamencie wycia i warczenia, kot się wyrywał, ewidentnie nie chce byś już kłuty
noc minęła nam w miarę spokojnie, tyle, że Saszka kichał czasem jak z armaty, po 8-9 razy.
Dziś biedniusi jest, bo śniadania nie dostał i jeszcze będzie musiał pogłodować, ale wolę wszystko już za jednym zamachem załatwić, i usg i krew (CoolCaty wspominała, że by się przydało zrobić) niż zawalać TŻ-towi kolejny dzień, a kota stresować... postaram się zerwać z pracy i podskoczyć do Ani, jak przyjadą.
A TŻ ma zadzwonić do mnie od dr Alka, żebym mogła osobiście posłuchać, co dr Alek sądzi o wyniku usg. Dobry człowiek to moje Szczęście, ale takie jakieś niekumate medycznie
