
A wiecie oczywiście moje dzikie obawy o kroplówki okazały się błędne. Dzisiejsza kroplówka (ponad 1,5 godziny, no prawie 2, Qua dostaje 100 ml) była hmm kroplówkową sielanką. Chłopak mruczał przez cały czas, nie schodził mi z kolan, nie wyrywał się, był trochę zirytowany ale odrobinkę. Każdy by był gdyby miał wenflon. Generalnie wyprzytulał się do mnie, co jakiś czas zmieniał pozycję, jak położył się tak, że kroplówka nie leciała to podkładałam rękę pod jego łapinę, a Gruby nawet nie burknął tylko leżał dalej nie próbując zmieniać pozycji. Największą jednak niespodziankę zrobił mi na koniec jak uznał, że dobra dość tych popierdółek i wywalił do gładzenia brzucholka. Chyba opanowaliśmy kroplówkę, po prostu jest to taki czas dla nas. Tak sobie myślę, że Qua jest bardzo mądrym kociastym. W zasadzie zastrzyk też zniósł dobrze, obraził się jednak za tabletki. Muszę wymyślić czym je zastąpić albo jak mu podawać. Jakoś nie widzę tego żeby udało przemycić się je w suchym. No i pochwalę się, bo pierwszy raz udało mi się Grubemu tablety zapodać. Ciekawa jestem co nam przyniosą te badania za tydzień. W zasadzie teraz jak wszystko przemyślałam to rozumiem decyzję wetki, żeby nie robić mu dodatkowych stu tysięcy badań. Na tym etapie faktycznie nie mogą być dobre, ale bardzo mi się podoba, że kolejne badanie tak szybko wyznaczyła.