» Wto gru 30, 2008 10:59
Dziękuję wszystkim za pamięć.
Najbardziej wk...wia mnie to że muszę siedzieć w pracy i udawać że nic takiego się nie stało. "przecież to tylko kot..." I jeszcze czuję do siebie wstręt. Nie potrafiłam podjąć decyzji o skróceniu jego cierpienia, nawet jak wetka nam powiedziałą że możemy mu jeszcze tylko przedłużać sztucznie życie. Nie potrafiłam zostać z nim do końca. TŻ z nim był. Ja poprostu wyszłam. Nie mogłam patrzeć jak z tego mojego kochanego, pełnego życia dzieciaka uchodzi życie. Nie zniosłabym tego, jestem pieprzoną egoistką, bo myslałam w takiej chwili o sobie a nie o Nim. Nie wiem, przy innych kotach byłam, wiedziałam że już nic nie da się zrobić, że Dino już się dusił. że u Bakali też już się zaczynała agonia, Magik też miał w płucach płyn z krwią, a Adasia mimo wszystko nie chciałam oddać. On już ledwo siedział, ślinił się, był już żółty, ja to wszystko widziałam i wiedziałam, a chciałam tylkko go zabrać i uciec z nim gdzieś daleko.Myślałam że jak tego nie zobaczę, to to się wcale nie wydarzy... Dalej wydaje mi się że to jakiś zły sen..