Ooooo
Dziękujemy za życzenia

i za pamięć
Leoś był z nami na święta w Bydgoszczy

Postanowiliśmy go zabrać, żeby Bunia miała trochę wytchnienia i spokoju.
Leoś w transporterze wył do księżyca tak, że myślałam, że TŻ jeszcze w Łodzi nas wysadzi i pójdziemy dalej pieszo
W końcu wzięłam drania na kolana, bo mi się przypomniało, że jak przeprowadzaliśmy się do Łodzi to właśnie było tak samo, w końcu i wtedy i teraz Leoś spał mi na kolanach, grzecznie, spokojnie.
Na miejscu u TyMa Leoś z ogonem u góry zwiedzał mieszkanie i prychał jak szalony. Przybiegał na wołanie, ocierał się, barankował i prychał, czasem miauczał. Jakby mu coś z główce się pokręciło.
Najlepsza była noc. Zamknęliśmy się z TŻtem w pokoju. Obudził mnie hałas, jakieś walenie, chciałam wstać zobaczyć co to, a tu patrzę pod drzwiami Leoś. Od razu przyszedł do nas do łóżka, tuleniu, mruczeniu i całuskom nie było końca, udeptywanie, mizianie, wtulanie się w moją głowę. I tak kilka razy w nocy. Wtedy zdecydowałam, a raczej moje serce zdecydowało, że nie zostawię Leośka, że nie mogę. Że jest złym złem niedobrym jak bije Bunię, ale to mój pierwszy kot, mój ukochany, który bardzo nas kocha, ale jest zwyczajnie zazdrosny.
No i wracaliśmy z Leonem. Auto całe w kłakach, ja też, Leon w domu szczęśliwy i grzeczny. Dużo śpi, dużo się przytula, nawet laserkiem się bawił.
A koty pod naszą nieobecność grzeczne były, nie było co sprzątać poza kuwetami. I nigdzie nie było narobione w kącie.
Chyba kupujemy szeleczki i Leoś bandyta będzie zawsze z nami jeździł.
Kilka fot
