Zlot Świętych Mikołajów faktycznie miał u mnie miejsce.
Nie odbył się tylko pozlotowy Sabat Czarownicy, bo miotły nijak nie chcą same latać po mieszkaniu...
Przepraszam, że nic do teraz nie napisałam, ale wczoraj choróbsko osiągnęło swoje apogeum, i nie tylko nie mogłam myśleć, ale nawet niewiele zrobiłam w kwestii odkopania się i ułożenia rzeczy. Wykończyło mnie samo tylko spiralowanie znów zapchanego odpływu pod zlewem.
Dziś musiałam się już zacząć odkopywać, bo nic mogłam znaleźć i cały czas miałam utrudniony dostęp do Buruni i P. Premiera. Do końca daleko, jako że robię powolutku i muszę często odpoczywać. Ale wierzę, że na święta będę się już cieszyć porządkiem i przede wszystkim w pełni tą wspaniałą kuchnią, za którą jeszcze raz ogromnie dziękuję
Buborowi
Dziękuję też bardzo
Progect za jedzenie dla kotów - suche, puszki, saszetki - oraz dużo pięknych i użytecznych rzeczy dla mnie
A Buborowi - za ich przywóz, jak zwykle...
Kristinbb i
Trawka pospołu kupiły wielki gar do gotowania mięsa dla kotów! Bardzo mi takiego dotąd brakowało - dziękuję Wam!
Dziękuję
Martce za piękne rzeczy, które przywieźli Mikołaje z Opola
I
Monisek za cudowną paczkę...
Trawka z
Januszem przywieźli tyle rzeczy, że nawet teraz nie wiem jeszcze do końca, co

(ale na pewno latarki i rewelacyjne pierogi ruskie własnej roboty....

)
Dorta tak samo... i jeszcze zrobiła na miejscu wielkie zakupy dla naszego kocio-jeżo-zajenczego gospodarstwa domowego. No i adopotowała Kokieta...
I Bubor...
Ech... naprawdę jesteście niesamowici. Dobrze, ze wskutek choroby (tudzież bałaganu

) nie wszystko do mnie od razu dociera, bo mogłoby się to źle dla mnie skończyć
A tak - prawda wyłania się etapami spod zwałowiska rzeczy i stopniowo przedziera się do poziomu świadomości, przez co mam czas na jej spokojne, bezszokowe przyswojenie
Za wszystko stokrotnie Wam dziękuję!
---