

Przy głaskaniu była dość spięta, ale wzięta na ręce od razu się rozluźniła i zaczęła płakać- jak się okazało później, prawdopodobnie z głodu. Równocześnie objawiła wieeelką przytulastość, zapytałam więc niewinnie i bez żadnych złych intencji, czy bierzemy kota

Zastanawia mnie, skąd to nieszczęsne zwierzątko się tam wzięło, skoro najbliższe zabudowania są oddalone od stacji o ponad 2 kilometry

Zapakowaliśmy koteczkę do auta, na ręcznik rozłożony na moich kolanach. Dalej płakała, więc Krzysiek podarował jej mięcho, wiezione z domu, otrzymane od Rodziców wspierających głodnego studenta


Już w drodze kicia objawiła cudowny charakterek, mrucząc jak traktor, nie okazując w ogóle strachu, pchając się na półeczkę w samochodzie oraz na prowadzącego auto Krzyśka (którego generalnie koty moje i cudze bardzo lubią). Powstrzymywałam ją jak mogłam, więc postanowiła się umyć i iść spać. Przytuliła się słodko i zasnęła tak mocno, jak to rzadko się u młodych kotków spotyka. Obudziła się przy wjeździe do Krakowa i przejechała przez miasto wyglądając przez okno.
Zapakowałam ją na wszelki wypadek do klatki, dałam jeść. Jest świetna, na fuczenie mojej Miśki odpowiedziała fuczeniem, Rikkiemu kradnącemu jej żarcie przez pręty klatki dała po głowie


Na imię dałam jej Kika, na cześć pseudonimu pokerowego Krzyśka, który uznał, że jest to również jego kot...
Zaraz wrzucę foty
