Pochowaliśmy kiciusia pod świerkiem w ogrodzie.
Nie miał szansy bo szpik przestał pracować. Podanie krwi poprawiło mu na mgnienie oka samopoczucie ale nie zmobilizowało organizmu do walki. W żyłach Floydzia płynęła różowa woda zamiast krwi. Dusił się leżąc pod tlenem.
Ciągle jeszcze nie mogę uwierzyć, że go nie ma.
Mam straszne wyrzuty sumienia, że go nie dopilnowałam, że nie przebadałam go kontrolnie w tym roku.
Jak on sobie poradzi bez brata







