Rozbolały mnie zęby.

A nie mam zupełnie czasu by wybrać się do dentysty.
Siedzę i dziubię wytrwale zamówienie dla Ani toruń, w sieci wygrzebałam `pszczółki` pod zamówienie Sanny-ho.
Stado - w miarę.
Przemyś tłucze Novą. I to tak na poważnie.
Mim - słabo. Jutro uda mi się wreszcie zrobić kolejne podejście do badań krwi.
Bokira - maleńka ocalona z pogromu PP ma kłopoty z odpornością. `Jedziemy` na trzecim antybiotyku. Zaadoptowała ja Pita i niańczy.
Za to Czaj, Światełko i Chudy - kwitną. Zaszczepione na grzyba ładnie go zwalczyły, tylko Chudy hołubi jakieś niedobitki na ogonie [i nawet nie pozwala ich smarować, tak się do nich przywiązał

].
Gaja ciągle ma paprzące się oczy. Bardzo słabo widzi; lewa gałka jest ciągle powiększona. Ale nie ma już śladu po grzybie, a była właściwie najbardziej zagrzybiona.
Audio - prześliczna, wielkooka i wielkobrzucha.
Cała ta piątka plus pokrzywiony ToTen potrafi nieźle roznosić dom.
Hopi nie ma wcale ochoty wyłazić z klatki. Kiedy ją wyciągam przy okazji sprzątania włazi do transportera i tam czeka aż ją przełożę z powrotem. W klatce spokojnie je, łazi do kuwety i bawi się paprochami.
Sunny zaprzyjaźniła się ze Światełkiem. Bardzo często leżą i śpią razem. Sun wylizuje małą i obie mruczą przy tym jak nakręcone, tak głośno, aż je słychać w całym domu. Sunny już nie jest tą wiotka, lekką śnieżynką - teraz jest już śniegową kulą i nie wygląda na to by zamierzała przestać się powiększać.
Pieluchowe - w normie. Płomyk biega z maluchami. A Orzech już czuje się lepiej po antybiotyku.
I Ori.
Nie, Zo - nie mam mojego Riddicka. Ale mam kogoś innego, kogo mocno pokochałam. A Ori - pięknieje. Jest spokojnym, nieco zdystansowanym wobec stada, kotem. I prześmiesznie gada piskliwie do mnie.
Reszta - spoko.
