Witaj Róziu u kocistych Mamuśki
Wczoraj byłam u kociego towarzystwa i spieszę donieść, że
Cykorka została bardzo dokładnie wymiziana. Nawet Mamie dała się pogłaskać, co oznacza, że kocinka zaczęła chyba rozumieć, że krzywdy nikt nie chce i nie będzie jej robić, że za każdym razem wraca na swój ukochany kocyk (a w zasadzie na sweter który służy jako poszewka dla podusi). Maleńka spędza sporo czasu z innymi kocistymi w dużym pokoju, często z Kubusiem, psem mamy, na kanapie. Ale jak widzi zamieszanie i jak ktoś się chce do niej zbliżyć wtedy przekomicznie tupta na swoich maleńkich nóżkach do bezpiecznego kociego pokoju na swoją podusię.
Wczoraj przesiedziała spotkanie ze mną w kartonie, ale podczas mizianek mruczała i nie wyglądała na kota, który się strasznie boi czy jest na cokolwiek zły. Obstawiam, że wybrała karton, bo jest lepszym punktem obserwacyjnym no i fajny jest, bo nowy

A pod koniec mojej wizyty panna leżała w swoim ulubionym kąciku w szafce na podusi i dała się pierwszy raz wymiziać mamie właśnie bez prychania
USG mamy zaplanowane na najbliższą środę - 26.11. Jest już uzgodniony transport z Mnichem więc panna będzie miała maksymalny komfort jaki nam się udało załatwić.
Marcyś był wczoraj u wetki na konsultacji

i HURRRRAAAAA!!!!!!

Wyniki są ogólnie lepsze. Wymioty były spowodowane najprawdopodobniej tym, że kotuś chrupaski połykał zamiast przegryzać. Absolutnie mamy niczego dodatkowego nie podawać, ani pasty na kłaczki ani trawki. Jedyne co, to możemy rozkruszać mu chrupki na mniejsze lub dolewać wody tak, by kiciuś miał miękkie jedzenie, które łatwiej wchodzi. Węzły chłonne wciąż powiększone, ale bez paniki. Wetka na lekkie pokichiwanie i lekko łzawiące oczka zaleciła póki co zwykły ludzki Rutinoskorbin. Po jednej pastylce dziennie. Niuniek ślicznie zjada razem z jedzeniem bez konieczności rozkruszania leku. Lakcid wciąż podajemy.
Wetka mówi, że przy tak podnoszonej odporności (interferonem i Omegą) kotuś jest wystarczająco wzmacniany. potrzebuje jedynie więcej czasu, bo wiadomo... żył w świecie śmietniskowym, był okaleczony, wychudzony, wyziębiony, ogólnie bardzo wyniszczony. Teraz trzeba dać mu trochę czasu, by doszedł do siebie również o własnych siłach. Póki co nie zmieniamy też Omegi. Odnośnie Beta glukanu - wetka ma opory. Mówi że przy podawaniu bywają problemy z dawkowaniem. Można podać za dużo lub za mało. Żadna z opcji nie jest dobra na dłuższą metę. Dlatego wybiera dla nas leki wzmacniające odporność, które mają bardzo jasne dawkowanie i łatwe do aplikacji.
A teraz wyniki:
27.10:-----------------------------------------------
20.11:
leukocyty - 19,20 G/l (przy max 15,5)-------------wyższe 21,30 G/l
krwinki białe kwasochłonne - 1% (przy min. 2)-----------w normie (4%)
AspAT - 62 U/l (przy max 44)-----------------------w normie
glukoza - 64 mg/dl (przy min. 100)-----------------wyższe 70 mg/dl
kreatynina - 0,8 mg/dl (przy min. 1)------------------w normie
białko całkowite - 88 g/l (przy max 80)-----------------w normie
Jedyne co mnie martwi to oprócz rosnących leukocytów (wetka obstawia, że interferon może powodować wahania tego wskaźnika), spadająca hemoglobina. Słyszałam, że to bardzo ważny wskaźnik przy białaczce.
W październiku było
7,10 mmol/l (przy min. 6,21) a teraz jest
6,64... o to wetki zapomniałam dopytać, bo skupiliśmy się na porównaniu tych, które było wahnięte na początku i na tych co są teraz... ale dopytam jeszcze w przyszłym tygodniu.
Póki co mamy od dziś kolejny tydzień przerwy z interferonem. Podajemy Omegę, Lakcid, chrupki i miękkie Intestinala i rutinoscorbin. I obserwujemy bacznie. W zależności od stanu kiciusia, od objawów i samopoczucia będziemy interweniować. Jeśli stan się nie zmieni to kolejna wizyta jest zaplanowana na za 2 miesiące - czyli pod koniec stycznia. Wtedy zrobimy kolejne badania krwi oraz badania ILOŚCIOWE na białaczkę w jednym laboratorium w Niemczech. Żałuję, że nie zrobiliśmy na początku, ale to też nam da obraz na jakim etapie ewentualnej choroby jest Marcysio.
Mona i Buranio wczoraj byli zagłaskiwani przeze mnie

strasznie tulaśna para

Buranio przybiega na dźwięk mojego głosu... miziak, ale mamie głaskać się dał tylko raz. Mona z kolei daje się już spokojnie brać na ręce i przytula jeszcze nieśmiało pysio do ramienia
U
Hopci znowu gorsze oczęta. Póki co obserwujemy, ale jak się nic nie zmieni to albo w przyszły wtorek albo w weekend idziemy do wetki na wymaz z oczu i zobaczymy, czy to coś jest wirusowe/bakteryjne, czy to tylko chwilowa niemoc, czy jednak coś, co się utrzymuje i da się jakoś leczyć.
Fruzinka nie chciała się miziać, ale też czasu było znowu za mało i pannie wcale się spać nie chciało a biegającej Fruzinki nie daje mi się upolować na głaski. W weekend kolejne podejście. Będę wtedy na kilka godzin, to się wyrobię z mizianiem panny. Wczoraj Fruzia wskoczyła sobie na szafę z jakąś zabawką i tam nią chrobotała

szukała też wszędzie możliwych zajączków. Ogólnie nastrój bardzo zabawowy i rozbrykany
Mila rozmiziała się u mamy. Panna ma niesamowity sposób patrzenia w oczy. Jak się zdobędzie kocie zaufanie, to potem nagle otwiera się przed człowiekiem niezwykły koci świat... uwielbiam to spojrzenie, takie pełne ciepła, spokoju, zaufania... cudna
Maja z kolei rozmiziała się pod moimi głaskami na lodówce. Ma tam zrobione legowisko do chrapania i strasznie jej się tam spodobało. Dziewczyna wręcz zwijała i rozwijała się w precelki żeby tylko każdy koniuszek futerka był właściwie wygłaskany

Coraz chętniej mruczy i zaczyna chyba nawiązywać więź z człowiekiem. Wcześniej byliśmy dla niej ciut jak powietrze
Pysio spał w najlepsze jak przyszłam, więc tylko pogłaskałam po brzuszku i kotuś natychmiast zaczął mruczeć. Potem przytrzymał sobie moją rękę łapkami i wtulił się w nią. Straszny śpioch był z niego wczoraj.
Lilunia za to maszerowała sobie po pokoju i szukała którą by tu myszkę zmasakrować

Ale rzecz jasna też było głaskanie i czułe słówka. Zdecydowanie więcej zaufania ma do mojej mamy. Przychodzi jej na kolana, przymila się nieustannie. Lubi spać na nogach
A
Misiaczek wczoraj miał super humor

Leżał razem z Hopcią na stole na ulubionym, wełnianym kocu. Waćpan szaleje za nim, a że ja wierzę w jego magiczne moce uzdrawiające, to Misio ma wielkie szanse przy tej ilości snu na tym kocyku, odmłodnieć solidnie

No i ponieważ wczoraj była taka wichura wieczorem, to Misio się trzymał bliżej innych kocistych. Obok akurat leżała Hopcia i uznała, że Misia trzeba troszeczkę dopieścić i zaczęła pucować mu pysia... nawet nie wiecie jak słodko to wyglądało... i jak Misiowi się to podobało... nawet dawał boczki pysia do umycia. I zaczynam dostrzegać, że kotusia dziąsła muszą już znacznie mniej boleć, bo coraz łatwiej go pogłaskać w rejonach "zagrożonych".
Marusia z kolei wczoraj znowu trochę pokasływała, jak już wróciłam do domu. Panna dostaje teraz Capivit co drugi dzień. Wciąż obserwuję dziewczynę i chyba kontrolnie przejdziemy się do wetki przy okazji kontroli u Roxany po jej leczeniu. U Roxi bowiem wyhodowali coś mało fajnego w wymazie z noska i niunia ma przepisany już lek w zawiesinie. Po leczeniu wracamy na kontrolę.
Marusinek chętnie się przytula i bawi. Ostatnio ugniata seryjne baranki na kocu jak już idę spać. Dziś ją solidnie wytulę, bo coś widzę, że te wichury i gorsza pogoda za oknem też na nią paskudnie działa i widać że potrzebuje człowieka wtedy bardziej niż zwykle. Pan Malutki i Roxi też. Tak więc dzisiejszy wieczór jest dla nich
