Sporo kociambrow zebralo sie dzisiaj w lecznicy u naszego doktora.
Nawet moje dwa ciapkoty, Kleksik i Lolek byly na kontroli
Ciesze sie, ze ludzie przychodza z kociakami do naszych wetow, pomimo, ze do innych lecznic maja blizej. To swiadczy o profesjonalnym podejciu do leczenia i dobrym do pacjenta.
Troche naczekalismy sie w kolejce, Lesio siedzial grzecznie na raczkach i ciekawie spogladal na inne zwierzaki. Co dziwne w domu na rekach siedziec nie chce, woli miziac sie z podlogi.
Maluch mial dzis w sumie 3 zdjecia RTG, kazde w innej pozycji, jedno z kontrastem. Troche nas poplul biala mazia, zal mi go bylo bo widac, ze mial juz serdecznie dosyc tych zabiegow, nie wspominajac o kluciu tylka (skorzystalam z okazji i dzis nie musze go osobiscie kluc).
Z luboscia wyszedl w domku z kontenerka i pobiegl na swoja-moja podusie odsypiac.
RTG niczego nowego nie wykazalo, moze tylko, ze ma "wiotki przewod pokarmowy" cokolwiek to znaczy, musze o tym poczytac.
Nie moge go karmic tak jak do tej pory, ze stoi suche a on podjada kiedy ma ochote.
Intestinal ma byc ograniczony, w malych porcjach ale czesciej. Strasznie ma napchane jelita a wyproznia sie tylko raz dziennie. Wlasnie zapodalam mu parafine i czekamy na efekty w kuwecie.
A teraz temat dla mnie ciezki i smutny...
Pojawily sie pytania na pw czy Lesio zostaje u mnie na stale.
Dlatego tez postanowilam odpowiedziec na nie, tu na forum.
Jest szansa, zeby Lesio znalazl nowy dom poprzez fundacje holenderska.
Rownoznaczne jest to z jego wyjazdem z Polski. Nie patrze teraz przez pryzmat moich uczuc, one sa niezaprzeczalnie ogromne w stosunku do tego malenkiego kota.
Nie wiem czy dobrym pomyslem jest wiezienie go tak daleko, narazanie na stres podrozy ( nie wiem czy nie z przesiadkami) stres wynikajacy z nowego miejsca, otoczenia, zapachu.
Kiedy przyszedl do mnie mial katar. Po paru dniach mial juz szmery na plucach. Odreagowal zmiane miejsca, pomimo, ze zamieszkal w domu gdzie wszyscy go kochaja i dbaja o niego.
Koty maja slaby system odporonosciowy, zupelnie inaczej reaguja na stres niz psy.
Dlatego tez dla dobra malucha nie zdecyduje sie na wyslanie go w podroz.
Nie oszukujmy sie, na jego przypadlosc leku nie ma, czy bedzie w Holandii czy w Polsce nikt mu hormonu wzrostu nie poda. Lub tez beda propozycje by mu podac tak jak szczeniakom i jego serduszko tego nie wytrzyma. Na to wplywu bedac tutaj nie bede miala.
Elaszka tlumaczyla nam zagraniczne strony www i nie bylo z nich optymistycznych informacji. Zaden kot nie przezyl
Od strony moich emocji to wyglada tak, ze nie wyobrazam sobie go oddac
Wiem, nie stac mnie na chorego kota. Lesio jest w tej chwili utrzymywany z pieniedzy forumowych. Co prawda "skarpeta" jest dobrze zasilona za co z calego serducha dziekuje ale moze przyjsc moment kiedy fundusze mi sie skoncza.
Nie znaczy to, ze zakonczy sie moja walka. Bede wystawiac dla niego bazarki, jakos sobie poradze. Teraz mam duzo nadgodzin w pracy, w przyszlosci tez bede je brala, zeby nie zabraklo nam na karme, badania itd.
Czeka nas jeszcze kastracja... prawdopodobnie mikro jadra sa w jamie brzusznej. To powazniejsza operacja na brzuszku i z narkoza wziewna bo zwykla jest dla malucha zbyt ryzykowna.
Zdaje sobie z tego sprawe ( koszta) ale mam dwie lapki wiec zrobie wszystko co w mojej mocy aby jemu dobrze sie zylo.
Nie oddam go, nie moge, nie potrafie, na sama mysl rycze.
Moj Mlody tez jest swiadomy, ze Lesio moze zyc krocej niz nasze koty i nie wyobraza sobie aby nas przy nim nie bylo do konca jego dni...
Piszac to troche sie zryczalam wiec przepraszam za bledy i pomylki jezykowe.
Lesio zostaje u mnie.

