Od pewnego czasu stają mi na drodze
koty niewidzące. A może sama je sobie wynajduję

Jako pierwsza była /i jest

/
Gałeczka. To kotka uratowana od śmierci przez Jopop, odkarmiona w lecznicy, zoperowana, siedziała zestresowana długo w klatce w lecznicy, wydawało się że jest kłębkiem nerwów i tylko cisza i spokój może ją z tego stanu wyprowadzić

Jej wątek
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=76 ... sc&start=0
Jopop kazała porozmawiać ze swoim sumieniem

No to porozmawiałam i... wzięłam na tymczas

Pierwsze dni były trudne. Moi rezydenci nie są gościnni. Dom wychodzący więc wydawało się że Gałeczce trzeba znaleźć szybciutko dom, bez zwierząt, oczywiście niewychodzący. Jednak z dnia na dzień okazywało się, że koteczka się wycisza, moje koty jej nie ruszają, udają, że jej nie widzą, a kotunia pomimo otwartych drzwi nie próbuje wyjść dalej niż na próg. Gałcia jest u nas prawie 5 miesięcy i chyba z nami... zostanie. To kochany kociak, który ze wszystkim radzi sobie znakomicie /miski, kuweta, łóżko Dużych, schody góra-dół, inne koty/.
Zresztą nieważne kto kogo znajduje - ważne że o ile wszystkim zwierzątkom należy się dom i miska tak kotom pokrzywdzonym w ten sposób trzeba pomóc w pierwszej kolejności, bo te kotki nie przeżyją w byle jakichś warunkach. Dlaczego piszę byle jakichś

Bo następne ślepinki spotkałam w Azylu w Konstancinie gdzie jeżdżę od jakiegoś czasu pomóc w oswajaniu kociaków i innych pracach. Tam koty mają miskę, opiekę weterynaryjną i dach nad głową, ale... To dla kotów niewidomych za mało kiedy się mieszka w gromadzie kotów w Azylu. Dorosły niewidomy kot przebywając w jednym pomieszczeniu z kilkunastoma /lub więcej/ kotami nie zawsze dopcha się do jedzenia, wciśnięty w kącik będzie bał się poruszyć. Często kończy się to przedwczesną śmiercią po prostu z głodu i stresu. Dlatego jeśli nie mogę pomóc wszystkim potrzebującym chcę pomóc akurat takim. Pierwszą ślepinką był
Mareczek, pamiętacie
Jego historia i radosne zakończenie tutaj
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=81 ... sc&start=0
Ledwo Maruś pojechał na spotkanie ze szczęściem spotkałam następne ślepe kocię -
Florcię. Nie znam jej historii - jedno oczko zaszyte, drugie pokryte grubą błoną, nawet nie wiem czy do uratowania, no i katar

Czy i jej się uda

Wierzę głęboko, że tak



