» Pt lis 07, 2008 0:30
- Witam, witam – rzekł Srala wchodząc na werandę. Ukłonił się szeroko zaskoczonej Molicy, po czym dodał:
- Pan Kleofas zawsze potrafi mnie przywołać.
- Choćby i z pod ziemi – pisnęła Miaulina, która, jak zwykle, pojawiła się niewiadomo skąd.
- Na nas już pora – powiedziałem wstając od stołu, zaś Srala spojrzał na mnie spode łba.
Kiedy wyszliśmy na ośnieżone schody ze złością zamachał ogonem.
- Dajże pokój, Srala – powiedziałem pojednawczo – Wszędzie cię pełno, niedługo się w Miaulinę zamienisz.
- Ciągle tylko Miaulina i Miaulina – dobiegło zza pnia starej jabłoni i szary kształt oddalił się każdym ruchem demonstrując urazę.
- Ejże, bracie skrzacie – Srala zmarszczył brwi. – Nie tylko ty możesz bawić się w świecie ludzi…staremu diabłu też się coś od życia należy.
Uśmiechnąłem się mimo woli. Jak już zdążyłem się przekonać Srala płatał swoje figle tym, którym słusznie należała się nauczka, jednak obdarzony był iście diabelska fantazją i nigdy nie było wiadomo co mu do łba strzeli…
- Zatem baw się dobrze – powiedziałem, poklepałem go po ramieniu i ruszyłem w stronę rynku.
Od strony cukierni dochodził zapach korzennych przypraw, a przez lekko zapoconą szybę dostrzegłem, jak panna Madzia układa na tacy świeżutkie pierniki.
W hotelowej kuchni zaś pani Małgorzata wsuwała do pieca kolejną porcję kapuśniaczków, kapuśniaczków kucharka doprawiała czerwony barszcz.
- Zaczynamy o siódmej – powiedziałem i poszedłem do swego pokoju.
Ze zdumieniem spostrzegłem, że podczas mojej nieobecności ktoś pozostawił na łóżku aksamitną kamizelkę i jedwabny krawat w kolorze czerwonego wina.
Kimkolwiek był ten ktoś odgadł moje myśli, – bowiem od dłuższego czasu zastanawiałem się, co przywdziać na andrzejkowy wieczór. Moja garderoba była dość uboga, dobra na codzienne wędrówki po okolicy, ale dotychczas nie znajdowało się w niej nic odświętnego.
Odświeżony, w czystej koszuli i aksamitnej kamizelce, z jedwabnym krawatem na szyi musiałem prezentować się tak elegancko, że spoglądający z portretu Nieboszczyk rzucił mi pełne zazdrości spojrzenie.
Pani Małgorzata przesunęła po ramie portretu flanelową szmatką i poprawiła ostatnie chryzantemy, które stały w glinianym wazonie tuz pod portretem.
- Do zobaczenia – powiedziała i wyszliśmy z hotelu.
Prawdę mówiąc był już kwadrans po ósmej, bo spakowanie kapuśniaczków zajęło nam dość sporo czasu. Na rynku było pusto, w oknach kamieniczek błyskało ciepłe światło świec i do naszych uszu dobiegał śmiech i muzyka – widać wszyscy mieszkańcy miasteczka postanowili bawić się w ten wieczór…
Parkowa alejka była pusta, za to leżący na niej śnieg był mocno zdeptany, wywnioskowałem więc, że wszyscy, którzy mieli zamiar spędzić wieczór u Molicy zdążyli rozsiąść się na werandzie. Przyspieszyłem kroku tak bardzo, że pani Małgorzata ledwo mogła za mną nadążyć.
Przed bramką domu przystanąłem zdziwiony.
Ze środka dobiegała skoczna muzyka, a po szybie przesuwał się taneczny korowód. Na przedzie korowodu dostrzegłem znajomą postać w żupanie podśpiewującą zupełnie jak zawodowy wodzirej.
- Świszcze wiatr listopadowy, pohukują sowy,
a chmur czarne przelatują stada,
Za oknami już śnieg pada,
Brońmy się od chłodu!
Hej, dzban wina, kufel miodu,
Hej kielichy w górę wznieść,
Kto nam wino, miód wymyślił, na wieki mu cześć!
- Na wieki mu cześć! – Odpowiedział korowód.
Weszliśmy niezauważeni przez nikogo i dopiero wtedy, gdy pani Małgorzata rozpakowała kapuśniaczki Molica opuściła taneczny krąg i z lubością wciągnęła zapach świeżego farszu i czarnuszki.
- A teraz pospołu siadamy do stołu – zakrzyknął Srala podsuwając krzesła Babci Tekli i Bajanie jako najstarszym uczestniczkom przyjęcia.- Kiedy barszczem zapijemy za wróżenie się weźmiemy – zakończył.
W mgnieniu oka przełknął dwa kapuśniaczki, wlał w siebie kubek barszczu i jednym skokiem znalazł się przy piecu, na którym w starym garnku topił się wosk.
- Tak bawiono się ongiś – zawołał wyciągając z kieszeni pludrów klucz. – Zapraszam panowie i panie na w przyszłość zaglądanie, komu radość, komu ślub, komu smutek, komu grób!
- Ślub mi niepisany, grób mi niestraszny, czytam los własny – rzekła Babcia Tekla ujmując w rękę klucz.
Wosk zasyczał i zapienił się na powierzchni wody. Srala podniósł do góry przedziwny kształt przypominający dwa zlewające się ze sobą serca.
- Ot i marzeń spełnienie – zawołał.- Dwa serca się spotkały, ale się nie związały, ale spotka się czwarte i trzecie, na ślubie tańczyć będziecie!
Spojrzał znacząco na Wnuka i Molicę , który nagle bardzo się speszyli.
- A tutaj widzę obrączkę, prosto na damską rączkę – Srala podał Jerzemu jego kawałek wosku.
Jerzy nastroszył się niby gawron w zimowy poranek, ale po chwili jego twarz rozjaśnił łobuzerski uśmiech.
- Czy spodoba się Beacie w mojej starej chacie?- Zapytał czerwieniąc się lekko..
- Oj, spodoba się spodoba, bo to mądra jest osoba – Zawołałem, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Kiedy wszyscy powróżyli sobie z wosku Srala wyjął z kieszeni piszczałkę i zagrał skoczną melodię. Z głębi domu odezwały się nieśmiało skrzypce..
- Jakieś czary – szepnął ktoś z gości.
- Przecież to Złociejowo – powiedziała Bajanna.
Drzwi pokoju zaskrzypiały i…
…ukazała się w nich wysoka, lekko przygarbiona postać Arona.
- Tata przyjechał! – Zawołała Molica rzucając się ojcu na szyję.
- W samą porę – powiedział jąkając się Wnuk – bo ja…bo my…
- Bo oni – zaśmiał się Srala.
- No właśnie – zakończył Wnuk z westchnieniem ulgi.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!