Pierwsza rocznica życia z Melą
Pamiętam, jak przywiozłam ją do domu. Była tak maleńka, że bałam się w nocy spać, żeby nie zrobić jej krzywdy. Mieściła się w miseczce z suchym jedzonkiem - wiem, bo myślała, że to kuweta.. A ona i tak przyszła do mnie, żeby utulic się w kołderce. Jadła swoje jedzonko dla juniorków, które i tak było za duże więc wypadało jej boczkami pyszczka. Ileż było mlaskania! Na kocyku leżała jak dorosły kot.. Nie szukała mamy i rodzeństwa, nie płakała za nimi. Płakała pod lodówką. Doskonale wiedziała, że tam jest jedzonko. Pamiętam, jak uczyłam się do sesji.. Mela koniecznie musiała leżeć koło mnie. Przyszedł Bartek, przełożył ją na fotel i sam zająl jej miejsce. Mela od razu powiedziała mu co o nim myśli i w rewanżu, stawiając na swoim, ułożyła się na moim brzuchu. Noce spędzała śpiąc ze nami w łóżku. Podział był bardzo sprawiedilwy. Połowa łóżka - dla kotki, druga połowa dla mnie i TŻ-a. Wracając z uczelni spotykałam ją czekającą przy oknie. Zawsze wybiega na powitanie i okazuje, że się cieszy. Kiedy wychodzę - tak smutno patrzy. Po sterylizacji, jeszcze u weterynarza, wręcz rzuciła się na mnie stęskniona, wystraszona bidula. Dochodziła do siebie na moich kolanach. A teraz jesteśmy razem rok i już jest dorosła. Jeśli ktoś jej dokucza - to się bije. Chce jeść - łasi się do twarzy, gryzie w stopy.. Dobrze nam razem. Uwielbiam ją. Jest śliczna, mądra, kochana. Moja.

jeszcze była malutka i więcej psocenia miała w główce

"ło matko " ..
Ty jesteś moim kotem, a ja jestem twoim człowiekiem.