Bez problemu zapakowałam biedaka do transporterka, po godzinie trafił do lecznicy. Wtedy zrobiłam te zdjęcia:




Nie miałam problemu z imieniem, nazwałam go Tycjan.Po pierwszych ogledzinach pani doktor stwierdziła, ze Tycjan jest bardzo bardzo starym kotem, nie ma w ogóle ząbków, jest odwodniony i ma duszności. Brzuch nie wygląda na wodobrzusze, bardziej prawdopodobny jest niestety guz, ale to pokaże usg. Tycjan będzie miał też zrobione badania krwi (wszystko jutro) - kciuki bardzo potrzebne, bo Tycjan chce żyć.
Dziś dostał kroplówkę, antybiotyk i witaminy. Został także odpchlony, pchlich odchodów miał w futerku chyba z milion. Przez cały czas Tycjan był bardo grzeczny (płakał tylko trochę przy mierzeniu temperatury) i mruczał jak traktorek. W pewnym momencie na stole przewrócił się na grzbiet i próbował się ze mną bawić. Wcześniej, jeszcze przy śmietniku barankował i tulił się do mnie. Nie wiem skąd sie nagle znalazł na naszym osiedlu. Nie wiem, jak długo musiał sie poniewierać, żeby być w takim stanie. Nie chcę nawet mysleć, że ktoś go tak po prostu wyrzucił z domu, bo był stary i chory... Dam ogłoszenia, ale chyba nie wierzę, że jego opiekun znajdzie się.
