Ja zwariowałam. Ledwo udaje mi się przejść przez własne mieszkanie, bo potykam się o 11 kłębiących się głodnych kotów.
A moje myśli krążą wokół dwóch kolejnych kociaków, którym tak bardzo chciałabym pomóc... i już myślę, że jakby ktoś zabrał ode mnie jakieś podlotki - spróbowałabym uratować tamte 2... a przecież tak bardzo zależy mi na redukcji liczby kotów...
A w domu - różnie. Generalnie zaczyna się robic głodno. W październiku dostałam nagrodę, więc mam opłacony czynsz, to bardzo ważne dla psychiki.
Ale zaczyna brakować jedzenia. Ja mogę jeść przetwory, mam ich jeszcze nadal dużo
Ale koty jakoś nie chcą jeść porzeczek... głupie jakieś...
Zamówiłam im dziś kolejne 20 kg żarcia, bo zostało pół puszki. Oczywiście na kredyt...
Te chrzanione P-ryby i S-ryby zjadają dziennie łącznie PONAD 2 LITRY JEDZENIA!!! Dziś 2 litry już zjadły, miski puste... przed nocą muszę dosypać...
Jutro kastrujemy chłopaków. Bo któryś już śmierdzi. I o ile normalnie moja astma sie w domu rzadko ujawnia, tak dziś przy sprzątaniu kuwety mnie zatkało. Jakoś kolejny raz przyszło mi do głowy że jestem uczulona głównie na kocury - jakiś koci testosteron czy co? Po wejściu do holu gdzie są kociaki jestem zakichana i oddycham mniej więcej tak jak Bomba.
A kociaki przecież gotowe do adopcji. Grzyba już naprawdę kompletnie nie widać. Chwila kwarantanny + kąpiel już w nowym miejscu (mogę pomóc) i można sie nie obawiać...
Już nawet Pstrąg zaczął srać w miarę normalnie...
Któryś trochę kicha. W takim zagęszczeniu tego nie uniknę.
proszę. choć 1. dowolny.