No i wróciła...
Pani wyznała, że nie była przygotowana na dzikiego kota (chociaż mówiłam, że Tola będzie potrzebować dużo czasu

)
No i z kotką obie na siebie syczały, obie zaczęły sikać i kupkać poza kuwetą.
Mimo kocich feromonów w powietrzu (nie wiem, kiedy je zainstalowali... jeśli wraz z przybyciem Toli, to pewnie nie zaczęły jeszcze działać) - było źle.
Przez pierwsze dni Tola podobno w ogóle się nie ruszała...
Wróciła z łysym plackiem za łopatką. Przeraził mnie ten łysy placek: czyżby ze stresu? Skóra pod spodem wygląda ok, jest jakby łupież, ale nie wydaje mi się, żeby to były jakieś zmiany wywołane grzybem, czy czymś takim.
Ale to ja tu czegoś nie rozumiem: Mufka prała Tolę równo. A mała nie wydawała się tym jakoś specjalnie zestresowana. Bawiła się z Kminkiem, brykała... A przecież mój dom też był dla niej w pewnym momencie nowy - i łatwiej przeżyła przeniesienie spod śmietnika do mojego domu niż tą przeprowadzkę.
Nie rozumiem...
Pani wydawała się bardzo zestresowana, a może nawet w jakiś sposób urażona przez to, że Tola tak się zachowywała. Bo przecież nikt jej nie bił, nikt na nią nie krzyczał, a ona sikała ze stresu na łóżko...
No pewnie dobrze się stało. Może kotka tych państwa bardzo chce być jedynaczką?
Czy mi się tylko wydaje, czy to rzeczywiście częściej jest tak, że to koteczki mają problem z dogadywaniem się? Amigo i Chochlik prawie natychmiast dogadali się z rezydentami - i chociaż obaj byli dzikawi, dokocenie przebiegło w obu przypadkach bardzo sprawnie.
Tymczasem Tola zwiedza. Jest już w domu od godziny. Na początku była jak sparaliżowana. Chyba wiedziała, gdzie jest, bo bezbłędnie pamiętała drogę do kuwety, w której.... usiadła skulona jak kupka nieszczęścia.
I tutaj do akcji wkroczył niezawodny Wujek Nemo!!!
Po raz kolejny ten kot zdumiał mnie swoją mądrością!
Nemcio nigdy nie był wobec Toli jakiś bardzo wylewny. Owszem, pozwalał jej spać obok siebie, czasem się z nią pobawił. Ale wielkiej miłości z jego strony nie zauważyłam. To Tola jemu wylizywała pyszczek. Zresztą maluchy często wylizują Nemka - może to ma coś wspólnego z kocią hierarchią

Teraz natomiast Nemo podszedł do Toli siedzącej w kuwecie. Zero fukania, zero syczenia. Nemo zazwyczaj na nowe tymczasy z raz syknie. A tu nic. Podszedł do niej, powąchał, po czym przez chwilkę ją wylizywał. Bardzo starannie, zwłaszcza po pyszczku i główce. I od tego momentu Tolusia zaczęła zwiedzać mieszkanie, obwąchiwać. Na początku na sztywnych łapkach, potem na coraz mniej. Właśnie przed chwilą była w kuwecie i zrobiła siusiu - do kuwetki, a gdzież by indziej.
Kminek zachowuje się jak głuptas i na nią syczy, a ona na niego, ale bez wrogości, myślę, że zaraz przestaną.
Niech mi ktoś wytłumaczy naturę kociego stresowania się: wszelkie rady ciotek mile widziane!
Z milszych rzeczy: Nemcio zaproponował mi dziś spacerek (proponowanie polegało na tym, że po wizycie na balkonie stanął pod drzwiami wyjściowymi i wył

) Nemo na jesiennym trawniku, wśród liści opadłych, w wesołym słonku wyglądał bossssko

Jest piękny! Białe futro ma śnieżnobiałe, bure ma lśniące - no cudnie wyglądał w tym słońcu. Żałuję bardzo, że nie miałam aparatu!
Ech, miałam się dziś wybrać do jesiennego lasu... ale w tym wszystkim się nie wybiorę. No nic, przynajmniej się pozachwycałam Futrem w plenerze - też bardzo przyjemne doznanie estetyczne
