Życie toczy się dalej. Ile razy to już pisałam

.
Maluchy rosną i nie chcą siedzieć w łazience. Właściwie to na szczęście jedynie dziewczynka wie, że nie chce siedzieć a chłopcom jeszcze nie do końca się wyklarowała ta myśl (dziewczynki dojrzewają szybciej

). Mała coraz częściej siedzi pod drzwiami i piszczy. Jak je otworzę to dalej pisczy i się wspina na siatkę, byle tylko do mnie dosięgnąć. Tuli się, daje nosek, ociera o nogi i MRUCZY - nieustannie. Tak bym ją chciała wymiętosić, pozwolić jej biegać po całym domu a to figa z makiem a raczej - kokcydia

. We wtorek był trzecia dawka baycoxu i teraz czekają na badania kupala. Mam dość sprzątania dzień w dzień, dezynfekowania łazienki ale liczy się wyższy cel a nie moja przyjemność

. Nordstjerna mnie wczoraj straszyła że coś napisze. Aby jej zamknąć usta napiszę sama: tak, wyrzucam małe koty przez okno. A tak naprawdę to aby posprzątać łazienkę ładuję kluski do transportera, stawiam na parapecie (zewnętrznym), przydrutowuję transporter do okna, wkładam siatkę aby Kaśka się do nich nie dorwała (ona bardzo chce) lub nie wyskoczyła i idę sprzątać. Sąsiedzi kiedyś wezwą TOZ, bo się małe drą ale nie mam wyjścia.
Dzisiaj kontrola uszu u weta. Trzymajcie kciuki aby te wredne "robale" już w ich uszach nie łaziły.