Witam w kolejnym odcinku reality show o dziwnej rodzince
Dzis jednak cofniemy sie w zamierzchla przeszlosc, kiedy to jeszcze biale szalone Cthulhu nie nawiedzilo tego padolu - mianowicie do okresu przedwakacyjnego – wtedy Przewodniczacy Mao zamieszkiwal sam swe apartamenta. Od dluzszego czasu pisze glownie o Omu (nic na to nie poradze, Mop dostarcza tyle materialu redakcyjnego, ze jeszcze moje wnuki neda mialy o czym pisac

Nieszczesliwy Maotek patrzac mi przez ramie z odcinka na odcinek popadal w coraz glebsze niezadowolenie, i w koncu postanowil podjac kroki ostateczne - zastrajkowal, i zapchal sie klakamy...
Otoz sobotniego poranka, kiedy to wlasnie TZ dusil mnie w lozku poduszka (coz, niektorzy maja dosc nietypowe metody okazywania sobie czulosci - ja w tym czasie bronilam sie zalaskotujac go do utraty tchu), do moich uszu dolecial DZIWNY odglos. Poniewaz jestem wspolmieszkanka dwoch kocurow, jestem wyczulona na wszelkie odglosy, a juz w szczegolnosci DZIWNE odglosy. Cos cmokalo... (i to nie byl TZ). Poderwalo mnie z materaca szybciej niz z dolkow startowych dobrej klasy sprintera na zawodach – i oczom moim ukazal sie przykurczony Maotek, a przed nim grzecznie usadzone Omu, niczym uczniak z zainteresowanie wpatrujace sie w ciekawa lekcje prowadzona przez ulubionego nauczyciela. Maotek cmoknal jeszcze raz, po czym wyrzucil tu przed stopki zafascynowanego Omu ksztaltna kaluzke. Kaluzka po blizszym zbadaniu wykazywala podobienstwo do zupki ugotowanej na wkladce z kocich chrupek, ale o dziwo nie bylo w srodku klakow...
Zaskoczeni o tyle, ze zdarzylo mu sie cos takiego po raz pierwszy, wymizialismy kocura i przekupilismy kocim ciasteczkiem. Nie chcial...
Przyszykowalam sniadanko (dzis szef kuchni proponuje cos extra – tunczyk de la sos wlasny), koty zjadly - Omu jak zwykle z sila wodospadu, Maotek jakos tak jak na tunczyka (uwielbia go, a za czesto nie jedza) ze srednim entuzjazmem. No trudno - Omu dokonczy. I dokonczylo, na drugie sniadanie.
Wieczorny jednak posilek (Mao jada mokre dwa razy dziennie, poza tym ma caly czas chrupy), z pozostalosci tunczykowych prawie wcale nie zostal ruszony - nawet karmienie z reki nie pomoglo, nosem troche poturalal, skubnal pare tunczykowych wloskow... A kwadrans pozniej znow wypuscil troche chruokowej zupki w pokoju na wykladzine....

No bratku, cos tu z Toba nie gra. Rozmasowalismy mu delikatnie brzuszek (mieciutki), koty potlukly sie troche, zrobily obieranie kurczaka (Mao drapie Omu i wyciga mu zawsze troche siersci - na gorze mamy bordowa wykladzine i widac doskonale miejsca, w ktorych ogony sie tlukly - wyglada to dokladnie tak, jakby ktos oskubal kure i wszedzie walal sie puch i piora) - i poszly spac.
Natepnego dnia sniadanie zostalo prawie zupelnie zlekcewazone przez Maotka

Niedobrze

Sprobujemy mimo wszystko jeszcze poobserwowac po pracy - jednak kiedy wrocilismy, przeglad kuwety ujawnil brak Maotkowego kaktusa (bedziecie sie smiac - ale poki co latwo jest mi sprawdzic, ktory i ile zostawil - rozrozniam... po kalibrze

). Z ciezkim sercem zdecydowalismy sie wtloczyc w Maotka troche Malt-pasty. Maotek, jako prawdziwy mutant,
reaguje z obrzydzeniem na wszelkie kocie specjaly - poczestowanie go pasta odklaczajaca jest zadaniem nielatwym, szczegolnie ze wzgledu na jego... zdolnosci aktorskie. Wziety na rece, widzac w poblizu tubke pasty, zapada sie w sobie, stroszy i matowi futro, wciaga pucki do srodka i powieksza o 250% swoje superokragle oczy. Dla wzmocnienia efektu potrafi jeszcze cichutko poplakiwac - mau, mauuu...

Tym razem dostal paste, dzieki TZtowi, i nawet nie bylo tak zle. Pochrupal nieco chrupek, wypil sporo wody, a poznym wieczorem zaliczyl jeszcze - specjalna i wyjatkowa – porcyjke skondensowanego mleczka.
Nastepnego dnia - znow nic maotkowego w kuwetce. Ja dostalam już morderczych wyrzutow sumienia, ze od kiedy koty pozarly mi grzebien, zaniedbalam troche czesanie Maotka i on sie teraz PRZEZE MNIE męczy. Tymczasem szkotek mial juz wyraznie lepszy humorek - i znowu zaczal jesc normalnie - chrupy, puszeczke, poza tym wiecej biegal i zaczepial lesnego Omu. Wobec poprawy samopoczucia zdecydowalismy sie na kontynuowanie serwowania Malt-Pasty, konkretnie TZ, bo ja z przyczyn wyzej opisanych nie moglam Maotkowi zrobic "takiej krzywdy" (to opinia Maotka). No wiec TZ paste dawal...
i tu poprosze wszystkie wrazliwe osoby o pominiecie ponizszego fragmentu.
[sceny drastyczne mode]
Maotek ugryzl TZta. Od ostatnich zabiegow pielegnacyjnych nie po jego mysli sporo urosl, utyl i zrobil sie potwornie silny. Dziabnal wpakowany do pyszczka, utaplany w Malt-Pascie palec TZta...
Dziabnal bardzo nieszczesliwie, bo w srodek paznokcia... Dziabnal jeszcze bardziej nieszczesliwie, bo PRZEBIL klem caly paznokiec i zaglebil się zebiskiem w tym miesku pod paznokciem....!
Auauauaaaaaaa!
TZ dokonczyl skarmianie Malt-Pasty, odlozyl kotka troskliwie, pomizial – a potem dopadlam go ja, i mizialam TZta. Biedak... Oczywiscie roztaczalam przed nim (na pocieszenie) wizje gangreny i amputacji reki po lokiec (co go niezmiernie smieszylo i szybko zapomnial o tym, ze to musi dosc mocno bolec).
Ale bilans wieczoru taki, ze jeden zatkany, a drugi stracil palec
Ehhh zycie....
BTW - to cos w tym palcu TZta jest. Kiedys hodowalismy afrykanska zabe rogata (kocham zaby, sa piekne). To takie wielkie (srednica do 20 cm) tluste, okragle zabko, ktore ma szeroka paszcze dookola glowy, a w zwiazku z tym nieco dobroduszny, glupkowaty i bardzo usmiechniety wyraz twarzy. Otoz owa zaba zywila sie wszystkim, zaczynajac od robali i miesa, a konczac na (sic!) innych zabach i myszach. Karmil TZ... I kiedys nasza
Ceratka (zdrobniale od ceratophrys ornata) tak sie zapamietala - ze razem z myszka wchlonela caly palec TZta. Co gorsza, przyssala sie mocno i było dosc trudno ja z owego palca zdjac (gulp!)

W kazdym razie, TZ jeszcze mi
dlugo opowiadal "wrazenia" ze srodka zaby ("jakas taka lepka byla..."), a ja zartowalam z jego upodobania do egzotycznych rekawiczek
[/end of sceny drastyczne mode]
No, wracajac tymczasem do Maotka

Z poczucia winy w zadoscuczynieniu posadzil nam z samego rana nastepnego dnia pieknego kaktusa w kuwecie
TZ skladal kotu uroczyste gratulacje, a ja skakalam z lopatka w rece po calej lazience. Dobrze, ze nas wtedy nikt nie odwiedzil

Pomyslec tylko, zeby sie czlowiek tak z kociej kupy cieszyl :]
Paznokciowy akt terroru byl jednak do tej pory jedynym zniszczeniem dokonanym przez Mao. Buddysta z wyznania, spedza swe zycie glownie na kontemplacjach i rozmyslaniach o sensie zycia (pomijajac te drobne epizody, podczas ktorych udzielaja mu sie glupawki Omu, bo to przeciez niegodne filozofa... BTW - jest taki kawalek Cypress Hill – „Insane”, z wymownymi tekstami "got insane, got no brain" - to jest wlasnie o Omu...

). Mao to kot idealny: nie halasuje po nocach, nie pakuje sie na szafki kuchenne podczas przygotowywania jedzenia, nie roznosi zwirku i nie wyrzuca go z kuwety (w przeciwienstwie do Omu...), nie wpada do wanny, nie rozlewa wody z miseczki i nie wsadza do niej lapek, nie gryzie golych stop wystawionych spod koldry, nie kradnie dlugopisow, nie zasypia na srodku klawiatury w trakcie pisania przez czlowieka waznej pracy, nie wrzuca swoich wlosow do obiadu albo szklanki z napojem,
nie wykorzystuje uchylenia drzwi wejsciowych, zeby sie przez nie przemknac niezauwazenie, nie ciekawia go kable od komputera i nie "podstawia nog" osobie dokads idacej. Wlasciwie im dluzej sie zastanawiam, to dochodze do wniosku, ze on sie w ogole nie zachowuje jak kot
Lubi zakamary. W jego poprzednim domku, kiedy mieszkalismy z rodzicami, uwielbial wlazic od tylu w tapczan. Przekopywal sie wtedy przez stosy poscieli i ukladal zawsze w tym samym miejscu. Kiedy przychodzilismy z pracy, wolany po imieniu zawsze wylazil sie przywitac (Maotek swietnie reaguje na swoje imie - od pierwszego dnia pobytu u nas, noszac miski z jedzonkiem wolalam: Mao, Mao-Mao - blyskawicznie skojarzyl, ze to do niego, a i mozna sie zalapac na jakis samolyk - tak mu zostalo, zawsze wolany odmiaukuje "mao" i biegnie nawet z drugiego konca mieszkania). Otoz ktoregos dnia przyszlismy - i wolamy, wolamy... nic. Widzial ktos kotka?
No owszem, rano to mam i brat, lazil sobie, ale teraz to juz od dluzszego czasu nie bardzo. Aaaaa! To szukamy, sprawdzamy po kolei wszystkie ulubione miejsca zwisa - i nic. Nie ma. Jak kamien w wode. Ja oczywiście caly czas wolam go po imieniu - bez szans. TZ juz zdarzyl wybiec na klatke (moze jakos wylazl przez drzwi?), a dalej na dwor, a ja rzucilam ciezkie klątwy na domownikow, ze mi kotka zgubili - ale Mao sie znalazl. Sunal chwiejnym krokiem, co chwila ziewajac szeroko. Zaspalo mu sie!!!

A ze siedzial w wersalce, pewnie nie slyszal poszukiwan i calego galimatiasu.
Wrrrrr..... A pierwsze siwe wlosy to juz do konca zycia bede farbowac :]
Wiele malowniczych akcji zwiazanych jest z upodobaniem Maotka do warzywek, i - zohydzeniem wobec mieska. Pierwszy raz komletnie nas rozzbil, kiedy ulozyl sie i zasnal na stole podczas rodzinnego obiadu, tuz obok pieczonego indyka %) Nawiasem mowiac, poza, ktora przyjal, niemal w 100% byla identyczna z poza pieczonego indyka...
Innym razem zaingerowal w moj i TZta obiadek, kradnac kolbe gotowanej kukurydzy. Cala kolbe. Probowal ja przenosic na rozne sposoby, ciagnac, lapac przez srodek w pyszczek, turlac i popychac lapa. Jak juz ja troche schowal przed nami, to zabral sie do konsumpcji... Na szczescie wobec podmiany calej kolby na kolbe rownie cala, ale juz obgryziona, nie protestowal i wcinal ja z rownym smakiem
Kukurydza jest rownie kuszaca z puszki. - ‘kiedy bylem malym kotkiem, wsadzenie do srodka glowy udawalo sie znakomicie - teraz glowa wieksza już od puszki i mam pewien problem...” Ale czego sie nie robi dla kukurydzy...
Hit sezonu wydarzyl sie przed kilkoma dniami. Tak, jak to juz opisalam w innym watku - ustawilam obok siebie kilka miseczek: z zielonym groszkiem z puszki, z animonda z puszki i z wolowina. No i "wypuscilam lwa". Odbyl się akt pozarcia, naturalnie groszku: "wciagal go tak, ze malo kafelkow z podlogi nie poodrywal. Po takim krolewskim posilku przysiadl naprzeciwko
Omu zajadajacego wolowine - i w pewnym momencie kawalek mieska spadl mu na
lapke. Maotek zerwal sie jak oparzony, podskoczyl na pol metra w gore i, opadlszy na lapki, zaczal wszystkie cztery otrzasac i wzdrygac sie calym kotkiem dokladnie tak, jak sie z obrzydzeniem otrzasa, kiedy wdepnie w kaluze wody (rozlana przez Omu z miseczki albo wychlupanej na krawedz wanny). Ło matko, coz za paskudztwo, ohydztwo! - i kot pedem przenosi się w jakies mniej narazone na takie okropnosci miejsce..."
Jak rowniez pisalam, koty odkryly gorny poziom mieszkania. Oczywiscie duzo wczesniej odkryl go Mao, i wspinal sie po schodach, kiedy tylko miał ochote na chwile wytchnienia od "demona zniszczenia" Omu. No i w koncu Omu wtargnelo w jego azyl, i co wiecej, do spania wybralo jego ulubione miejsce...! Maotek nic na to nie powiedzial, polozyl sie obok, a pozniej w
drugim punkcie obserwacyjnym na szczycie schodow. Ale w nocy, zapalajac swiatlo w lazience, odkrylam go na poleczke sciennej nad wanna - to było do tej pory ulubione miejsce Omu, do obserwacji nalewania wody w wannie i przypuszczania naglych atakow na strugi wody i inne gabki podczas kapieli. A Maotek z premedytacja zajal poleczke!!! Coz, musial podzielic sie 35ma metrami sypialni - ale odzyskal z tego 20 cm kwadratowych poleczki, na ktorej nawet nie mozna sie wygodnie ulozyc. Tylko w maotkowej okraglej glowie mogl sie zrodzic ten iscie szatanski plan! No to sie chlopak odegral...
Mutant Mao na fotosach:
http://kotmao.prv.pl/samo_mao
P.S Aha! Omu rosna wlasnie drugie kly

Zapasowy komplet wyrzniety juz do polowy, a pierwszy jeszcze siedzi %) Maotek tez tak mial - przez pewien czas dwie pary, ale i teraz nie moge sie nadziwic "zebatym" kotkiem

Robimy Mlodemu pelno aluzji do wampirow i straszymy, ze jesli bedzie niegrzeczny, kupimy warkocz czosnku
