
Kotka była operowana 3 godz. To była bardzo skomplikowana operacja. Ma włożony staw biodrowy na swoje miejsce, w kości udowej ma wprowadzony na całej długości gwóźdź, a na łapkę z otwartym złamaniem ma krzyżowo pozakładane śruby, żeby unieruchomić piszczel. Na zdjęciu wygląda to masakrycznie

Heyday, bo tak nazwałyśmy kotkę musi mieć opiekę 24 godzinną. Kilkanaście razy na dobę trzeba jej masować nóżki, żeby powróciło krążenie. Kotka musi leżeć w cieple i mieć zmieniana pozycję leżenia. Porwałyśmy się z motyką na słońce, bo............wszystkie pracujemy. Jak na razie to jeden dzień nasza koleżanka, u której jest kotka miała wolne, znajoma dziś wzięła kotkę do siebie na parę godzin. Jutro nie wiem, co będzie, pewnie jakieś dyżury.
Koszty zabiegu i leczenia, też będą spore. Jednak kotka młodziutka, dzisiaj samodzielnie już jadła, ona bardzo chciała i chce żyć. Nie potrafiłyśmy podjąć decyzji o eutanazji tylko dlatego, że mamy dużo kotów, że nie mamy czasu, że może nam zabraknąć kasy .
Oprócz problemu z opieką – tu na odległość raczej nikt nam pomóc nie może, potrzebujemy duże ilości podkładów aptecznych, przydał by się koc grzewczy , bo koc pobiera mniej prądu niż grzejnik, pozatym musimy zapłacić rachunek za operację. Potrzebne też są kciuki dla koteczki, żeby się jej udało, żeby mogła jeszcze biegać i jej ból nie poszedł na marne



