Pusto.
Nie sądziłam, że powiem to kiedykolwiek mając w domu 12 kotów.
Nikt nie wydaje dziwnych odgłosów. Wstałam dziś bez tapira na głowie. Zdjęłam z wieszaka kroplówkę, pochowałam do pudła resztę leków. Obok kuwety w łazience idealnie czysto.
Łazienkowce przeżywają mały dramat, bo walnęła lampa. Nie ma światła. Jutro spróbuję coś kupić i jakoś zamontować po omacku, może się nie zabiję prądem przy okazji. Na razie siedzą po ciemku. Łapanie czarnych kotów na zastrzyki w ciemnej łazience zasługiwałoby na osobna opowieść... ale jakoś nie mam nastroju.
Moim marzeniem jest Dobra Dusza (lub kilka Dobrych Dusz), które by poprzejmowały ode mnie po trochu łazienkowce. Większość z nich nie ma już widocznego grzyba, aby je wyadoptować - trzeba je jednak jakoś poizolować od siebie. Np. z tydzień-dwa w czyjejś łazience, po drodze jakaś kąpiel może... wtedy możnaby je ogłaszać. W obecnym stanie - przecież nie mogę ich nikomu wydać... W dodatku kilku przydałoby się zakraplanie oczu, wyraźnie widać jednak przegęszczenie i koci katar uderzył. Nie jest to stan poważny, ale jednak przydałoby im się więcej troski niż ja mogę zapewnić mając tyle kotów.
I chciałabym komuś przekazać Odmę - zdrową, miłą, gotową do adopcji. Wtedy będę mieć choć trochę więcej siebie dla łazienkowców...