Zacytuję, żeby nie umknęło.
Tweety pisze:Kierownik mówił, żeby znajdować domy, zabierac maluchy ale znam parę osób które wzięły w ciągu miesiąca dwa - trzy kociaki i żaden nie przeżył. przecież ludzie też maja jakąś granicę odporności psychicznej i nie są w stanie patrzeć na śmierć która nadciąga co chwilę.
Już nie mówię o głosach z forum a raczej podszeptach po kątach i na PW, że AFN rozwlókł panleukopenię po Krakowie wyciągając kociaki ze schronu. To jeżeli na kocim forum ktoś takie zajmuje stanowisko to co dopiero ludzie, którzy nie są tak zaangażowani w pomoc kociakom jak forumowicze ...
Wytłuszczenie w cytacie powyżej moje.Miuti pisze:Rozwlekłaś pp po Krakowie... Jasne!
Lepiej zostawić chore kotki w schronie na pewną śmierć.
Ilu kociętom ze schronu uratowałaś życie? No, ilu?
Ja też wyciągałam koty ze schronu.
Raz przyniosłam sobie kotka z pp. Umarł.
Rezydenci - zaszczepieni - nie zachorowali. A ja przerwałam działanie na pół roku.
A potem wróciłam do tego, co robiłam wczesniej.
Dziewczyny, czy Wy udajecie, czy naprawdę nie rozumiecie, gdzie jest istota problemu?! Nie odwracajcie kota ogonem - nikt Was nie obwinia o
wyciąganie kociaków ze schronu.
Natomiast otwarcie, głośno i oficjalnie
ja obwiniam Tweety, o to, że jako przedstawicielka fundacji i osoba doświadczona, która stale wyciąga chore koty ze schronu, zaniedbała obowiązek bardzo dobitnego informowania nowych wolontariuszy o zagrożeniach panleukopenią, o konieczności zachowania ostrożności i o sposobach zapobiegania nieszczęściu.Jest to ważne zwłaszcza, jeżeli takie osoby mają jednocześnie pod opieką nieszczepione kociaki zgarnięte z ulicy.
Mniej doświadczone osoby mogą nie wiedzieć o tym, co zacytowałam poniżej - ona, Tweety, MUSI. I to jej obowiązkiem jest uczyć i uczulać nowych wolontariuszy, jak zapobiegać rozwleczeniu choroby na inne koty. I jeśli tego nie robi (a nie zrobiła i nie ma co do tego wątpliwości!), to jest to działanie na szkodę kotów i ludzi.
Mogę podać tutaj jako przykład Kinyę, bardzo oddaną, ofiarną i zaangażowaną osobę, która osobiście bardzo cenię. I której współczuję, że przez zaniedbanie osób podających się za bardzo doświadczone to ona teraz umiera ze strachu o własne tymczasy.
Kraków jest małym miastem i działania się bez przerwy zazębiają. U Kinyi na tymczasie były kociaki, które osobiście ratowaliśmy z osiedla. Nieszczepione, bo stale chorowały. Ostatnia kotka z tego miotu pojechała do DS w tym tygodniu. I o zdrowie Wiery martwi sie w tej chwili co najmniej 6 osob, bezposrednio zangazowanych w lapanke, leczenie, tymczasowanie i adopcje. Były inne, nieszczepione tymczasy Kinyi. Był nasz sprzęt.
Tym samym samochodem jeździły te kociaki do weta i chore kocięta w schroniskowym transporterze.
Kinya miała prawo nie wiedzieć, że transporter może być źródłem zakażenia. I że nie powinna go stawiać bezpośrednio na siedzeniu samochodu. O tym powinna ją poinstruować właśnie Tweety. Również o tym, że po przyjeździe ze schronu i kontakcie ze schronowymi kotami trzeba się przebrać, zdezynfekować ręce i buty, wyprać ubranie. I ze zbagatelizowanie tych srodkow ostroznosci moze kosztowac zycie wiekszej liczby kotow. Przyklad Kinyi podaje wylacznie dlatego, ze tymczasowala koty, ktorym osobiscie juz raz uratowalismy zycie - i znam te sprawe z autopsji, a nie z zadnych szeptanek i plotek.
Kinya zreszta w międzyczasie łapała koty w mieście.
I dlatego wlasnie tak: oskarzam Tweety o narazenie zycia zdrowych kotow spoza schronu. Panie z AFN, nie robcie znowu z siebie ofiary intryg i niezyczliwosci: narobilyscie dziadostwa i umiejcie sie przyznac do bledu. To juz nie sa dyskusje swiatopogladowe o nienarodzonych kociatkach. To jest powazne zaniedbanie, niosace tragiczne nastepstwa.
Nordstjerna pisze:A ja zacytuję:
Liwia pisze:dziewczyny, chyba nie ma wśród "starych" kociarzy osoby, która ufałaby że w tak dużym schronisku nie ma pp? Ten wirus jest tam ZAWSZE i chyba żadna z nas nie ma wątpliwości w tej sprawie i każdy kociak chorujący wyciągnięty z azylu musi być traktowany jako potencjalny chory na pp, wraz ze wszystkimi środkami ostrożności i bezpieczeństwa. Zresztą to podstawy więc zupełnie niepotrzebnie się wymądrzam bo to wszystko wiecie - ale ODPUKAĆ jakby co i zastosowane przez Was środki ostrożności zawiodły to mam ozdrowieńca i lampę.
I dodam od siebie:
Jeśli zabrany ze schronu kociak choruje i umiera na
niewiadomoco to należy zakładać, że to jest panleukopenia, a nie chować głowę w piasek i tłumaczyć przed sobą i innymi, że kotki są słabe i umierają. I zachowywać wszelkie środki ostrożności, łącznie z transporterami i samochodami, w których się wozi koty.
"Starzy" kociarze powinni o tym wiedzieć, ale jest sporo nowych, niedoświadczonych ale bardzo aktywnych i pełnych zapału, którzy nie koniecznie o tym wiedzą, a czasem zachowują się tak, jakby nie przyjmowali do wiadomości zagrożenia.
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=81 ... sc&start=0