są półdzikie. odłowione na ul. wociechowskiej na opuszczonej posesji koło szkoły mechanicznej.
są 3 cosie:
- biały z takim syjamowatym nalotem, niebieskie oczy - jeszcze nie złapany
- grafitowa z białym podszerstkiem i białymi naznaczeniami, bursztynowe oczy ("wąsiki") - dziewczynka
- czarny ze strzałeczką i łapkami białymi, oczy zielone - chłopiec
Są dokładnie tej samej wielkości, więc rodzeństwo. Telefon dostałam od kobiety, która adoptowała ode mnie kotkę, że trzy dwumiesięczne kociaki są na posesji, biedne... Są tam od niedawna, matki nie ma... Pojechałam, no i mam... Złapałam na klatkę łapkę oczywiście. Biję się cały czas z myślami czy nie powinnam zostawić ich tam gdzie są, bo już duże są... Nie mam kasy i trzech kotów nie wezmę na pewno. Koty mają pchły i, po pobieżnym obejrzeniu uszu, świerzb. Trzeci do złapania. Nie wiadomo jak z kuwetą. Na pewno robale, bo duże brzuchy

Proszę o pomoc, jeżeli ktoś może. Potrzeba DT - koty u mnie będą tylko w łazience, a ona nie jest wielka, więc zmieszczą się maksymalnie dwa. I pomocy w doprowadzeniu ich do stanu adopcyjnego, bo jestem bez kasy

Nie wiem czy podjęłam dobrą decyzję, czy koty się oswoją, nauczą.
ALE SĄ PIĘKNE - i ten/ta syjamowaty, i grafitowa koteczka, i czarnuszek!
Jest tam jeszcze jeden bury pręgowany kocur - przepiękny, i daje się głaskać. Do kastracji, jeżeli ktoś mógłby się tym zająć, miał talon.
Koty podobno są karmione przez ludzi, którzy pracują w pobliżu...
Cholera, nie wiem czy to dobrze, że je wzięłam...
