Ostatnio było dośc dużo roboty.
Wczoraj nie maiłam juz czasu, zeby napisac jaką przygodę mieliśmy.
Zadzwoniła do mnie jakaś babka. Znalazla na ulicy 5 kilkudniowych kociaków.
Poszła z nimi do weta żeby je uśpic...
Wet nie zgodził sie tego zrobić, ponieważ maluchy otwarły już oczka.
Pani powiedziała, ze nie ma co zrobic z kociakami a jak zostawi je tam gdzie je znalazła to nie przeżyja. Prosiła o pomoc dla nich.
Wet podał jej numer tel do mnie.
Zadzwoniła...i zaczał się poważny problem.
Próbowałam sie dodzwonić do Gema i do prezeski toz, zeby podjac jakąs decyzję...
Niestety decyzję co z kociakami musiałam podjąc sama.
Gem akurat był z kociakiem w lecznicy a ja w drodze z pracy.
Wysłałam babkę do lecznicy, żeby zostawiła kociaki Gemowi.
Okazało się, ze maluchy mają 11 dni (dzisiaj już 12)
W międzyczasie dotarłam do lecznicu pokazalismy koty wetowi.
Maluchy były zdrowe więc istniała szansa, zeby podłaczyć je do mamek.
Jeden maluch został u prezeski w tozie i w sumie tamta kotka najlepiej przyjęła malucha.
Dwa pojechały do pani, która pomaga kotom i akurat tez miała karmiącą kotke. Tam tez było ok.
A dwa zostały u Kredki.
I tu zaczął się pewien problem.
Kredka połapała się, ze coś jest nie tak i nie bardzo chciała zaakceptowac maluchy.
Warczała na nie a jednego nawet pacnęła łapa.
Juz miałam przed oczami maluchy, które trzeba dokarmiać butelką...
Na szczęscie kicia po ponad 1,5 godz złosci i zastanawiania się pozwoliła maluchom ssać.
Dzisiaj było juz znacznie lepiej. kiedy zabrałam małą sierotkę z gniazda i trzymałam na rekach maluch zaczął płakać. Kredka od razu przybiegła wzięła sierotke w zęby i zaniosła do legowiska.
Chyba jednak bedzie dobrze i mam nadzieję, ze sierotki jakos się wykarmią...
A z dobrych wieści...
Babsi znalazła nowy domek !!!
