Dziękuję w imieniu obfotografowanych! I dziękuję za pomoc w umożliwieniu wstawiania fotek! Bolan ma się lepiej. Niemniej jednak zastrzyki są straszne. I dla niego i dla mnie. Po dzisiejszej wizycie mój brzuch wygląda tak, jak bym miała zamiar popełnić harakiri, a Bolan jest bardzo łagodnym stworzeniem, osłabionym przez chorobę, długie pobywanie w klatce i waży zaledwie 1,5 kg... Żałuję batrdzo, że póki co nie mogę kontynuować wizyt (czyli zastzryki z antybiotykiem) u zaprzyjaźnionej weterynarii w Wilanowie, mam pod bokiem na Dereniowej weta i tam się udaję, bo nie mamy jeszcze samochodu i akurat mój mąż na rozjazdach, a pod opieką 2 małoletnich - 7 i 4 lata. Ale trudno trza wytrzymać, gdyby nie to, że muszę z tym antybiotykiem latać, moja noga u pani wet z Dereniowej by nie postała

Nie jestem pańsią przewrażliwioną na punkcie moich kotków, ale zuważam pod razu, czy wet się nadaje, czy nie; czy ma w miarę życzliwe podejście do zwierząt, czy nie; czy nie traktuje swojego zawodu jak karę boską i czy nie traktuje zwierząt jak za przeproszeniem kawałka żyjącego mięsa. Brrrrr.