Prom - którym płynęliśmy ze Splitu na wyspę Hvar, nasz hotel oraz Stary Grad - miasto w którym wypoczywaliśmy, liczy sobie prawie 2500 lat, pierwsze zabudowania pochodzą z roku 384 p.n.e.
przystań z żaglówkami
i polski akcent, a nawet dwa
Nasz hotel i droga nadmorska koło niego
Uliczki Starego Gradu
Ponieważ na Hvarze i w Starym Gradzie byliśmy już trzeci raz mało tym razem zwiedzaliśmy. Głównie odpoczywaliśmy. Rano od 6.15 - 9.00 Nord walking i pływanie, potem śniadanie, i leniuchowanie, pływanie itp. z przerwami na lunch i kolację. Aga miała troszkę inny rozkład dnia. Miała swój samodzielny pokój i była niezależna od staruszków.
Sam hotel jak na 3,5 gwizdka standard ma bardzo słaby. Małe pokoje, stare i mało mebli. Ale jedzenie bardzo dobre i dużo. Hotel ma tylko opcję all inclusive - nie da sie tego przejeść i przepić.
A tak spacerowaliśmy rano. Tylko dwa razy zabraliśmy aparat ze sobą. Ale codziennie szliśmy odwiedzać różne zatoczki w których uskutecznialiśmy poranną kąpiel.
to już po kąpieli
kto znajdzie zwierzątko
i takie coś mijaliśmy codziennie na szlaku
dalej było już lepiej
Doszliśmy też do takiej małej wioski,
gdzie przywitał nas kotek - niestety zanim wyciągnęliśmy aparat mały zaczął ewakuować się z komina,
a naszym przewodnikiem po niej był:
A zejście do zatoczki wyglądało tak nietypowo dla Chorwacji, było całe zalesione
sama zatoczka brudna i zaniedbana. Woda czysta ale otoczenie nieciekawe.
Piesek wybrał sobie nas na swoich Dużych. Gdyby to była Polska wróciła bym z nim do domu i szukała dla niego nowego domku. Generalnie był w dobrej kondycji, ale jak się dowiedzieliśmy jego gospodarze o niego nie dbali, jak widać jest bardzo chudziutki a grzebienia to chyba w ogóle nie widział.
PS. Jak się cioteczki nie pozachwycacie
















