» Śro sie 20, 2008 19:12
Czas płynął dalej.
Prace we dworze przebiegały błyskawicznie i kiedy zdun staruszek, – którego przypomniałem sobie jak przez mgłę i który był równie stary jak wtedy, gdy przyjechał pewnego jesiennego wieczora, aby wyczyścić kominy – rozpalił w piecu ogień, zajrzał do paleniska i cmoknął z uznaniem dla swej pracy – poczułem, jak stary dom budzi się do życia. Zatrzeszczały polana, zaszumiało w kominie i cug powietrza porwał w górę złocisty płomień. Wincenty ukradkiem otarł łzę wzruszenia, a i ja poczułem, jak nieznacznie wilgotnieją mi oczy…
Babcia Tekla postawiła na stole dzban z kruszonem i półmisek z plackiem ze śliwkami, a dzieci, które specjalnie na tą uroczystość ubrały odświętne ubrania odśpiewały głośno „Sto lat ”. Drewniana podłoga skrzypnęła z zadowoleniem, a ponad stuletnie ściany błysnęły w świetle zachodzącego słońca.
- Szanowny panie Kleofasie – rzekł burmistrz stukając łyżeczka o brzeg spodeczka. – Szanowny panie Kleofasie, nieoceniony pomocniku, miły przyjacielu…Tak oto dzięki panu dwór powraca do krajobrazu naszego miasteczka…dwór, miejsce, od którego wszystko się zaczęło, u stóp którego zaczęły wyrastać domy…Przybył pan do nas jak dobry czarodziej…
- Raczej strzygoń – mruknęło coś pod ławą i zauważyłem koniuszek ogona.
Reszta mowy utonęła w radosnych okrzykach dzieci, brzęku szklanek i szczęku łyżeczek, zaś burmistrz z zadowoleniem usiadł między gośćmi i nałożył sobie na talerzyk największą z kremówek, jakie dostarczyła specjalnie na tę okoliczność cukiernia.
Gdy zapadł zmierzch komendant starzy miejskiej zapalił zawieszone na gałęziach drzew lampiony, a Pacynka zapaliła kilka sztucznych ogni.
Poszukałem wzrokiem Babci Tekli.
Siedziała na ławie wpatrzona w ogień, a u jej stóp siedziała nieodłączna Miaulina.
- Świetny piec – powiedziała przechwyciwszy moje spojrzenie. – Miejsca za nim dosyć, ale w domu w parku tez jest wygodnie…
Miaulina znacząco chrząknęła i wymaszerowała przez otwarte na oścież drzwi z ogonem uniesionym niby chorągiew.
Gdy na niebie zapaliły się pierwsze gwiazdy goście poczęli się rozchodzić. Postanowiłem towarzyszyć dzieciom, jako, że szliśmy w tym samym kierunku.
- Bardzo miły wieczór – rzekła wychowawczyni poprawiając nieduże kryształowe serduszko zawieszone na cienkim, srebrnym łańcuszku.
- Owszem – przytaknąłem.
- Niewiele mamy okazji do radości – powiedziała. – Nie to, co kiedyś…
Zamyśliła się i zrozumiałem, że myślami powraca do czasu, gdy dom nazywał się Naszym Domem, a czuwał nad nim starszy pan w okularach, który wieczorami wyjmował z szuflady niebieski bucik i długo się wen wpatrywał…
W hotelowym korytarzu czekała pani Małgorzata, w jadalni pachniała kawa, a w kuchni cicho grało radio.
- Jak udało się przyjęcie? - zapytała.
Z filiżanka kawy w ręce opowiedziałem jej wszystko, a pani Małgorzata z aprobatą kiwała głową.
- Tak, tak – powiedziała na koniec.– Widzę, że polubił pan nasze miasteczko.
Kiedy zbliżałem się do mojego pokoju dostrzegłem dwa cienie przemykające się pod ścianą.
- No i ni z tego – szepnął pierwszy cień. – Pokój jak pokój.
- A czy coś innego mówiłem? To ty chciałeś koniecznie wejść do środka. – Szepnął drugi.
- A tobie nie wydaje się dziwne, że ktoś chodzi w czapce i rękawiczkach? Latem ? To podejrzane…
Chrząknąłem głośno i z uśmiechem przeszedłem obok chłopców.
- Dobranoc – powiedzieli chórem i wycofali się do siebie..
Wszedłem do pokoju i ostrożnie, najciszej jak się dało otworzyłem okno. Z sąsiedniego balkoniku dobiegały podniecone głosy.
- Ja ci mówię, że to miasto przyciąga przestępców…
- Etam, przestępca zawsze jest wysoki.
- Jak Rambo.
- Rambo nie był przestępcą.
- Ja dla przykładu.
- Aha.
Nastąpiła chwila ciszy, po czym pierwszy głos podjął rozmowę.
- Nosi rękawiczki, bo nie chce zostawiać odcisków palców.
- Na czym niby te odciski? Na kanapkach?
- Wszędzie, rozumiesz? Wszędzie.
- Wszędzie to ty widzisz przestępców.
- A Szluger?
Uśmiechnąłem się pod nosem i cofnąłem do środka.
- Ale nie znalazłeś niczego podejrzanego, prawda?
- No przecież musiał to ukryć.
- Co ukryć? – Niespodziewanie wtrącił się trzeci głos.
- TO. – Odparł pierwszy.
Zatrzeszczały łóżka i zgasło światło.
- Może byś tak zamknął balkon? – Odezwał się sennie drugi głos.
- A czego miałby tutaj szukać?
Zapadła cisza. Na palcach podszedłem do szafy i ułożyłem się wygodnie na swym posłaniu.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!