Rozmawiałam z panią Jolą, która dokonała dziś "przedwyjazdowych" oględzin Dyziulka. Na oko nic mu nie dolega (poza nieciekawym stanem ząbków). Mam nadzieję, że nocka u mnie, długa podróż i nowy dom nie zestresują go zbytnio.
Na szczęście Dyzio prezentuje (może udawany, a może prawdziwy

) godny podziwu stoicyzm, który pozwala mu w jako takim stanie przetrwać zmienne koleje losu. Dzisiaj jak go Jola wyciągała z jego kąta zareagował w typie :"ale o ssssooo chodzi...

", ja chcę tu leeeżeć
A poważnie mówiąc może i on jest luzak o filozoficznym podejściu do życia, ale widzę z tygodnia na tydzień, że robi się coraz bardziej zamknięty w sobie, chowa się pod półkę, gdzie leży pewnie całe dnie... wyciągnięty "za wszarz", wygłaskany, podstawiony do miski zaczyna się zachowywć normalnie, nadstawia się do głaskania, zaczyna się interesować tym, co się dookoła dzieje... ale wiadomo, że rzadko kto go z tych jego podpółkowych czeluści wywleka

dobrze, że jedzie do domku, już naprawdę czas, żeby wrócił do życia, niedługo mogłoby być gorzej
trzymajcie kciuki
