Najpierw usłyszałam głośny, mrożacy krew w żyłach koci wrzask.
Potem łomot i tętent kocich łapek.
Potem w pokoju pojawiła się zjeżona, plująca jadem Blusia.
Zawołałam ją - przybiegła do mnie na łóżko i zaczęła intensywnie się łasić, jednocześnie bardzo się skarżąc.
Patrzę - a ona ma na nosie, centralnie na środku, wbity pazur

Bluś nadal przerażony i zdezorientowany ocierał się o mnie.
Poleciałam obejrzeć Narcyza - wyglądał na nieuszkodzonego (nie licząc pazura, który poświęcił w boju o swoją integralność cielesną

No to Blusia doczekała się godnego przeciwnika...
