Dziewczyny Kochane, bardzo Wam dziękuję za wsparcie. Bardzo. Koteczek został przez nas pochowany w ślicznym, spokojnym miejscu. Ciężko nam się pozbierać, bo był taki maleńki, tak niewiele potrzebował, tak starsznie mało miejsca zajmował na świecie i niczego absolutnie nie żądał. To boli najbardziej. Że ktoś nie potrafił przejść obojętnie, tylko musiał skrzywdzić. Takie maleństwo, nikomu nieprzeszkadzające.
Troszkę pociesza to, że nie umarł bezimienny, że ktoś po nim płakał, że w chwili śmierci do kogoś należał i już miał swoje miejsce.
Ta historia chyba miała swój cel. Mój mąż dotknął tragedii wszystkimi zmysłami. Powiedział, że pojedziemy do parowozowni, i jeśli znajdziemy kolejnego kotka - zabierzemy go. Wiem teraz, że małżonek nie przejdzie obojętnie obok kociego nieszczęścia, że umie kochać nie tylko nasze własne koty. Ja marzyłam o rodowodowym brytku, ale przekonałam się, że w obliczu takich tragedii, czas rezygnować z marzeń. W moim domku musi być miejsce na innego Etka.
****
A teraz coś troszkę bardziej pokrzepiającego. Pojechaliśmy do weta z Czesiem, by skontrolować stan jego ząbków. Karma Dental pomogła w dużym stopniu, ale i tak w przeciągu pół roku, trzeba usunąć osady. Umówiliśmy się na wrzesień. Najważniejsze jednak, że zważyliśmy Okruszka. Mało ostatnio je i bałam się, że może coś mu dolega. Lęk okazał się nieuzasadniony - kotek najprawdopodobniej nie ma apetytu z powodu upałów, a jego figurze nic nie grozi, bowiem miś waży..., waży..., waży... 7.40 kg. Wet powiedział, że jest piękny
