Bez zmian. Szpital pełny, ludzi jak na lekarstwo.
Poszła jedna mała burasia.
Była pani poszukująca koteczki siostry - smutny standard: parter, nie zabezpieczone okno, "ale przecież nigdy nie wychodziła, siedziała sobie tylko na parapecie i wyglądała...". Pani mieszka na Kościuszki przy "Światowidzie", świetne miejsce na spacery dla kota...
Była też miła pani z dwójką fajnych dzieciaków w wieku licealnym - prawie ta sama sytuacja. Kicia skoczyła za ptaszkiem z balkonu pierwszego piętra i ślad po niej zaginął. Ci wyglądali na myślących i reformowalnych, może moje wykłady na temat zabezpieczenia okien coś dadzą, szkoda, że po fakcie.
Ci, którzy wzięli małą burasię mają już dwie kotki, niewysterylizowane, mieszkają na parterze. Mówiłam o sterylce, ale głównie o zabezpieczeniu okien, o zagrożeniach, zaprowadziłam panią do szpitalika, pokazałam te biedne kaleki z niedowładem, kicię z połamaną miednicą... - efekt braku opieki. Mam niestety smutne wrażenie, że Ci mili państwo (naprawdę mili z dwójką fajnych dzieciaków w wieku wczesnopodstawówkowym) moje wykłady o sterylizacji i zabezpieczeniu okien mieli głęboko w d... Nawet ten pokaz chyba nie zrobił na Pani wrażenia. Niektórzy zaczynają myśleć, choć szkoda, że dopiero po fakcie, inni z kolei nigdy nie zdobędą się na ten trud
Rozmawiałam dziś z dr Jolą, m.in. i o tym, prosiłam, żeby wydając kota dziewczyny też zwracały ludziom na to uwagę. Może autorytet weta zrobi na kimś większe wrażenie niż moje ględzenie ...
sytuacja z Salemem i Ci ludzie, którzy co weekend przychodzą pytają o kota, który zaginął sprawiają że mam wrażenie, że wydając te koty w większości przypadków ryzykujemy, że będą w większym zagrożeniu i niebezpieczeństwie niż w schronie.
Ech...
Z milszych rzeczy to: braciaki Szaraczka, słodcy grzybiarze wyglądają jako tako. Po kąpieli mają ładniejsze futerka, puchate. Mimo upału byli weseli, z zainteresowaniem przyglądali się temu, co się dzieje.
Ruda kotunia z niedowładem, Ester, która pojawiła się w schronie jakieś dwa tygodnie temu zaczyna wstawać (nie widziałam tego, ale Krzyś mówił, że sama chodzi do kuwety i w ogóle, że wstaje, Jola to potwierdza

)
Ciocia Zielona.ona spędziła w trójce sporo czasu; kto miał ochotę na mizianki mógł się załapać

Bardzo dokładnie został wyzmiziany Dyziulek, który po miziankach na stojąco padł na boczek i dał się wygłaskać po boczkach i pod bródką. Kochany, fajny kocio. Swoją porcję pieszczot od Pauliny dostała też Haneczka, Milka, Ircia... Przydałby się nam taki etatowy specjalista od mizianek, oj przydał ...
I przydałoby się więcej takich rozumnych adoptujących jak Paulina. Gringuś miał wielkie szczęście, że do niej trafił - przynajmniej o tego kota można być spokojnym. Oby inne nasze kociaste też miały tyle szczęścia.