No więc, no więc... Ciąg dalszy porównań sytuacji Kacperka i Cipióra.
Co do pieluszki, to ja właśnie dlatego robiłam

na wiadomość, że go ubierają w pieluszkę, bo nawet najmniejsza, taka na noworodka, jest za duża na koci tyłeczek i przy chodzeniu z tylną częścią ciągnącą się - by się, na mój rozum, zsuwała. Ostatnio snułam jakieś mgliste pomysły na temat takich "stringów", tj. paseczek powyżej bioderek (żeby zaczepiał się o kolanka), górą do ogona, tam pętla i dołem szerszy, na kilka cm, wzdłuż podbrzusza, a na tym przyklejana cienka podpaska albo i pół. Mgliste one były, bo właśnie wszystko co koć zrobi, zostawałoby w tej uprzęży aż do zmiany.
Cipiórzastą szoruję pod kranem przynajmniej raz dziennie, żelem do higieny intymnej (Idea25, z korą dębową), wypłukuję starannie nie zwracając uwagi na protesty i wbijanie pazurów w rękaw, potem osuszam z gruba ręcznikiem i niose do pokoju, gdzie jeszcze gęstym grzebieniem przeczesuję ogon i portki, bo przy myciu nie zawsze wszystko da się usunąć. Najlepiej jest wygalać tyłeczek co jakieś dwa-trzy tygodnie, wtedy nie mają w czym się zbierać elementy niepożądane. Owszem, przy myciu i suszeniu kocia pupa posikuje częściej, a i kaktus się zdarza, który leci prosto do ubikacji (bo to tuż obok umywalki). Częściej nie da się stosować tych zabiegów, bo ja po prostu nie bywam w domu przez cały boży dzień. Ale rzadko jej się coś odparza, bo samo schnie, a kaktusy przeważnie są twarde. Ogon gdzieś od połowy do końca i stópki potrafi umyć sobie sama, tylko nogi podnieść do góry nie jest w stanie.
Co do wózeczka jestem sceptyczna, bo co dobre dla pieska, niekoniecznie najlepsze dla takiego gibkiego stworka jak kotek. Cipiórzasta przemieszcza się bardzo szybko i zręcznie, no i wspina się na fotel, co wózeczek uniemożliwiłby jej całkowicie. Te wieczorne cwały, zupełnie jak u zdrowego kota (tylko ze ślizgiem tylnej części po posadzce), wspinaczki, jazdy na grzbiecie pod wersalką na pazurach, gwałtowne szusy za zabawką... Potrafi nawet gonić mola, jeśli jest niskolotny

Takie widoki warte są latania z mopem, psikaczem do czyszczenia dywanów, prania stert kocyków/ręczników i zbierania kocich bobków w nieoczekiwanych miejscach.
Chirurg, który ją operował, jest niewątpliwie dobrym weterynarzem i sprawnym chirurgiem, nie wiem, czy można było osiągnąć więcej. Tak czy siak zapamiętam jego zdanie, kiedy przyniósłszy ogłupiałą, oszołomioną ofiarę pytałam, co z takim nieszczęsnym stworzeniem zrobić: "Ja bym temu kotu dał szansę." Co znaczy, że ma sumienie na swoim miejscu - i to zawodowe, i to zwyczajne, ludzkie.