Wiecie, to niesamowite, jak szybko takie małe kociątka zmieniają się - rosną, robią się z dnia na dzień bardziej sprawne, opanowują nowe umiejętności... Groszek jest u nas niecały tydzień, a już widzę, jakie postępy zrobił

. Nauczył się wspinać na drapak, jeść stały pokarm, porządnie się umyć, wskakuje bez potykania się do płytkiego kartonowego pudła, a pazurki umie już schować i wysunąć... Kiedy widzi moją skrobiącą w podłogę dłoń, skrada się do niej jak rasowy drapieżnik do zdobyczy

. Ku mojemu utrapieniu, samodzielnie gramoli się do wnętrza kanapy (przez ten taki otwór z boku) i spędza w niej długi czas, biorąc chyba za wzór wujka Gulasza

.
A pierwszego dnia, w niedzielę 20go lipca, nie potrafił jeszcze żadnej z tych rzeczy.
Niesamowite

.
I to, jak szybko nauczył się mnie rozpoznawać

. Doskonale wie kiedy zbliżam się ja, a kiedy TZ (którego się nieco obawia

).
Będzie z Groszka pieszczoch nie lada i kot nakolankowy, jestem już tego pewna

. Pieknie się pręży przez sen, kiedy go głaszczę, i otwiera zaspane oczka, spoglądając z pretensją, kiedy przestaję. Wzięty na kolana, wtula się pyszczkiem w mój dres i pięknie mruczy.
A wujek Gulasz robi już za rasową baby-sitter w chwilach takich jak ta, kiedy ja jestem zajęta, a maluch rozbudzony i aktywny zwiedza mieszkanie

. Gulasz łazi za Groszkiem krok w krok i co jakiś czas wydaje z siebie taki prześmieszny skwir

. Co jakiś czas chwyta malucha zębami za kark i przyciska do ziemi, w końcu młody musi się nauczyć swojego miejsca w domowej hierarchii

. Ale robi to delikatnie, natychmiast puszczając Groszka, jeśli ten zapiszczy

.
Bigos nadal zdystansowany, ale już spokojny i nie wykazujący żadnej wrogości. Ot, po prostu woli się trzymać z daleka od męczącego gówniarza

. Czasem go niuchnie, czasem nawet liźnie przechodząc, ale generalnie stara się omijać.
A w ogóle wczoraj odwiedziła nas ciocia Boo77, która przyniosła ze sobą szampon dla kotów i pomogła nam malca wykąpać

. Porobiła też zdjęcia zmokłemu szczurkowi, czekam z niecierpliwością aż je zamieści na wątku Groszka

. Mały był (i niestety nadal jest

) pokryty tak nieprawdopodobną warstwą pchlich odchodów, że nawet szorowanie szamponem nie dało rady wszystkiego zmyć

. A i tak woda po kąpieli była dosłownie buro-różowa

. Same pchły zostały już co prawda wytłuczone, ale pozostałości po nich będziemy się jeszcze jakiś czas pozbywać, poprzez wyczesywanie Groszka drucianą szczotką. Po wysuszeniu Groszek nabrał miękkości i puszystości, ślicznie też pachnie

.
Musicie mi wybaczyć te przydługie wywody, ale ja naprawdę nie robię teraz nic innego, tylko całymi dniami siedzę w domu i zajmuję się kotami

.
Na koniec zamieszczam dzisiejsze zdjęcia naszego bohatera:
I jeszcze z wujkiem Gulaszem, czyli "Gulasz z Groszkiem"

:
