» Sob lip 19, 2008 17:55
„ Tam, gdzie jest ma wszystko, czego mu potrzeba” pomyślałem. Ja zaś dziwnym trafem nie miałem niczego, co mogłoby być mi przydatne.
Miałem przed sobą baśniowy rok, którego dalej nie umiałem przeliczyć na ludzkie lata i to było wszystko…
Powoli przeszedłem przez rynek.
Wydał mi się nagle dziwnie mały, a woda w fontannie, w której żeglowałem na liściu łopianu jako mały skrzat sięgała mi do łokcia…
- Obcy w mieście! Babciu, obcy w mieście! – Zawołał ktoś za moimi plecami.
Odwróciłem się, a mała szara kotka dała potężnego susa w trawę.
- Pewnie strzygoń albo inny płanetnik – zawołałem w ślad za nią, ale odpowiedziała mi cisza.
Spojrzałem w górę. Nad moja głową, jak dawniej mrugała złota gwiazda. Jeden z jej promieni drgał niby mały płomyk skręcając się w stronę zachodniej części miasta, w której nie byłem od chwili powrotu.
Przerzuciłem przez ramię marynarkę i poszedłem małą wąską uliczką.
- Ulica Dobrych Czarów – przeczytałem tabliczkę przykręconą do ściany jednego z domów, uśmiechnąłem się, pogładziłem drewniany płot i ruszyłem dalej.
Stary dwór w zachodniej części miasta czerniał w mroku pomiędzy starymi dębami o rozczochranych głowach.
W ciemnych oknach odbijało się srebrne światło księżyca, a wyrwana z zawiasów brama zaskrzypiała przeraźliwie, kiedy ją pchnąłem.
- Wyjechali – powiedziałem sam do siebie i wszedłem do środka.
Pod moimi nogami zaszeleściły zeszłoroczne liście, a zakurzone lustro w okrągłej ramie niewyraźnie odbiło moją postać.
W salonie panowała martwa cisza, tylko wiatr wpadający przez wybita szybę poruszał strzępkami muślinowej, delikatnej niby pajęczyna firanki.
Przez chwilę wydawało mi się, że stoję na gruzach starego świata…na podłodze poniewierały się kawałki szkła, pożółkłe fotografie, kartki wydarte z książek.
Na gzymsie kominka sterczał ogarek świeczki.
Wyjąłem z kieszeni hubkę i skrzesawszy ogień zapaliłem świecę.
Rozejrzałem się po pokoju a żal ścisnął moje serce.
Z sufitu zwisały festony szarych pajęczyn, na ścianach bielały jaśniejsze plamy w miejscach, gdzie niegdyś wisiały obrazy a dokoła pachniało pleśnią i kurzem.
Usiadłem na brzegu starego fotela, który zachwiał się niebezpiecznie i spojrzałem na stół. Wszędzie czerniały dziurki korników otoczone kupkami jasnych, drobnych niby pył trocin.
Porzucony dom sprawiał żałosne, przygnębiające wrażenie.
Ale – co po chwili namysłu przyszło mi do głowy – miało to również swoje dobre strony: chwilowo mogłem się w nim zatrzymać i mieszkać niezauważony przez nikogo, – komu bowiem przyszłoby do głowy, że w starej, chylącej się ku upadkowi ruderze mógłby zatrzymać się ktoś o zdrowych zmysłach?
Postanowiłem, że następnego dnia jako tako uporządkuję jeden z pokoi, a nade wszystko sprawdzę, czy któryś z pieców jest sprawny…Wprawdzie zdawałem sobie sprawę, że unoszący się z komina dym mógłby zdradzić moją obecność, ale na szczęście nadchodziły ciepłe noce…a do jesiennych chłodów i zimowych mrozów było jeszcze bardzo daleko…
Na początek przysunąłem fotel do okna i zwinąłem sweter tak, aby posłużył mi za poduszkę.
A potem usiadłem wygodnie i przymknąłem oczy.
- Gość, gość, gość – odezwała się kropla wody spadająca na dół przez dziurę w suficie.
- Śpi, śpi, śpi – zaskrzypiały resztki drewnianej podłogi.
- Cicho sza, cicho sza – zaszeleściła firanka.
Zamknąłem oczy. W mój sen bezszelestnie wskoczył kot Bazyli i odpłynąłem w czas dawniejszy niż dawny, w pełne gości dni świąt, ujadanie psów na podwórzu, rżenie białych niby śnieg koni…

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!