dzień dobry
czasami zdarzają się dni, kiedy morze nieszczęść i chorób mnie przytłacza. Nie mam siły się uśmiechać. Dzisiaj tak jest. Z jedną małą koteczką chyba się wyjaśniło, że nic jej nie jest, ale i tak na dźwięk telefonu komórkowego zrywam się na równe nogi, przerywam inne połączenie, jak akurat rozmawiam.
Z drugą zachowałam się jak totalny kretyn. Skrajna idiotka. Przez własną bezmyślność naraziłam koteczkę po sterylce na niepotrzebną podróż przez pół miasta do wetki. Bo moja mózgownica nie zarejestrowała, że koteczka dużo pije, że w takiej sytuacji bez sprawdzenia profilu nerkowego i wątroby, to nawet moja Najlepsza Na Świecie Wetka nic nie powie. I umówiłam się wczoraj na zawiezienie kotki do Pani Doktor, ale nie poprosiłam o przetrzymanie dziewczynki bez jedzenia. W efekcie dzisiaj będziemy ją targać jeszcze raz.
Koleżanki tej koteczki z podwórka ciągle nie złapane. Jedna może dzisiaj, a druga musi zostać, bo być może karmi. I nie wiadomo, gdzie jest maluch i czy żyje

A karmicielki z tego podwórka tak strasznie się cieszą, że mają koteczki. I dumne są, że je oswoiły. Tylko zapomniały, że takie koteczki też czasem by coś zjadły.
Koral zatkany. Po sterydach bardzo przytył, popsuł mu się cykl przemiany materii, podobno powrót do regularnej pracy to minimum miesiąc. Tymczasem Koral jest gruby i mało się rusza, a to tylko pogarsza sytuację z wypróżnianiem.
Kotka w Toruniu umiera, bo nie chce żyć po tym jak jej opiekunowie po 7 latach wypieprzyli ją z domu. Oby spadły na nich najgorsze nieszczęścia, ciężkie nieuleczalne choroby, największe klęski.
Oby Bóg to widział i pomścił niewinne, skrzywdzone zwierzę.
Nawet mi się pisać nie chce.