Dziś rano Rudi o mało nie wlazł do wanny. Tak się przymierzał, gramolił, już prawie był w środku, ale go powstrzymałam. Jak wlezie do wanny pod moją nieobecność, to będzie tam siedział pół dnia, bo sam na pewno nie wyjdzie.
A jak on się pcha do wyjścia z domu! Jak tylko zobaczy, że ktoś jest w przedsionku, już waruje pod drzwiami i daje koncert. Wyjść nie można spokojnie, bo się pcha między nogami na zewnątrz. A jak już drzwi zamykam, to słyszę te przeraźliwe żale z drugiej strony... No szkoda mi go, większość życia spędził na wolności, a tu go w bloku zamknęli. No ale cóż... Na tej wolności to on by juz za długo nie pożył...
Od 26 lipca mam urlop przez 2 tygodnie, jadę na działkę nad Bug. Mamy tam domek. Stwierdziłam, że Rudi pojedzie ze mną, bo dobrze znosi podróż, a poza tym najłatwiej mi będzie go upilnować, bo nie przeskoczy przez bramę, nie poleci nigdzie... Oczywiście będzie pilnowany non stop i kupię mu obróżkę z adresatką. Pozostałe kociszcza będą musiały zostać w domu z moim tatą i bratem. Bałabym się o nie za bardzo na działce. One wszędzie wlezą i wskoczą, nie ma dla nich żadnych barier nie do pokonania... Zresztą one wychowane w domku, to niech sobie lepiej spokojnie siedzą... Mój brat dostanie instrukcje i będzie towarzystwo karmił i kuwetę czyścił. Żal mi strasznie zostawiać koty na 2 tygodnie, boże, już tęsknię, nie wiem, jak ja to przeżyję!!! Jeszcze się na tak długo nie rozstawaliśmy
