Sprawozdanie zacznę od tego, że biała kotka bez oka i w wysokiej ciąży [to jednak ciąża] jedzie teraz do Fundacji. Tak samo dwa kolejne kocięta.
Koty bezczelnie ukradłam. Na poły świadomie pomógł nam sąsiad staruszki odciągając ją telefonami z podwórka do domu. Na szczęście biała nie była specjalnie dzika i dała się wziąć na ręce. I kiedy staruszka odbierała telefony wyniosłam kotę do Aśki do samochodu. Opcja `panik` włączyła się białasce dopiero przy próbie załadowania jej do kontenera. Aśka zdążyła tylko krzyknąć do mnie: `zamykaj drzwi`! i zostawiłam ją z szalejącą kocicą w zamkniętym samochodzie. Sąsiad musiał się zorientować o co chodzi, kiedy zobaczył mnie z kotką na rękach, bo potem dzwonił jeszcze parokrotnie - wtedy wyniosłam po kolei dwa kociaki.
Na szczęście kocięta zdążyły się opchać solidnie puszkami, które przywiozłyśmy, więc zależało im tylko na tym by było ciepło. Przytulone do mojej bluzy, nie wyrywały się i nie piskały. W kontenerze, na kocyku, niemal natychmiast zasnęły.
Kotka jest w złym stanie. Jutro obejrzy ją wet i mam nadzieję, że podejmie się sterylki. Ona nie może urodzić. Podobno ona ma 12 lat...
Kocięta mają klasyczny KK ale mysle, że po kilku dniach leczenia będą mogły dołączyć do reszty stadka.
Na odchodne porozmawiałam z sąsiadem, który tak wydzwaniał. Mam nadzieje, że będziemy mogły liczyć na jego pomoc `techniczną` jeśli chodzi o wyciszenie emocji staruszki. Bo generalnie wietrzę narastanie kłopotów... Boję się, że staruszka pokojarzy [albo wymyśli] zależność między moim pojawieniem się a zniknięciem białej i kociaków.
Na dziś jednak jestem zadowolona. Mimo wszystko. Mimo tych, które tam zostały...