O nie, nie, nie! Już nie wyciera, no ale po kolei.
Jak już dostawcy kotów

wyszli, Cipcipek biegał jak szalony i zaglądał to tu i tam. A to coś zjadł, zaatakował myszę, wszedł do kuwety pozaczepiać Pirata, a to rzucił się na firankę, kręcił pod biurkiem na pułkach, wlazł na moje kolana domagając się pieszczot. No wszędzie było go pełno. Piracik natomiast, jak wlazł do tej kuwety tak siedział.
Stwierdziłam zatem, że zostawiam kocisko samo, wychodzę z pokoju i gaszę światło, coby go ośmielić choć trochę. Byłam strasznie ciekawa co się z nim dzieje, ale dzielnie nie zaglądałam. W końcu jednak usłyszałam jakieś ciche miauknięcie i zajrzałam. Okazało się, że Cipcipek zaczepiał Pirata, który to siedział se pod oknem, przy firance. Ucieszyłam się, no bo wyszedł, ale i odwróciłam na pięcie coby dalej spokojnie sam sobie łaził.
Słowo wam daję, że miałam ochotę podejść, wziąć na ręce i ugłaskać. Rozsądek jednak wziął górę.
Tak więc Pirat spokojnie sobie zwiedzał pokój, a Cipcipek rozrabiał za nich dwóch, a właściwie i trzech.

W końcu położyłam się do łóżka, a za mną wpakował się ten mały kiciak. Powiadam wam, mruczał tak głośno, że jak zwykle oglądam tv wieczorem, czy tam nocą na określonym zakresie dźwięku, coby nie było za głośno, to w ogóle nie mogłam zrozumieć co jest mówione. Skubany ma taki traktor, że tłumik by mu się przydał.
Kiedy tak leżał koło mnie, dało się słyszeć miauknięcia. To Pirat go wołał. Mały pobiegł, miauknięcie minęło, chwila minęła i Cipcipek znów u mnie na kolanach. I tak parę razy. W pewnym momencie zmęczenie wzięło górę (w końcu tyle emocji było

) i zasnął. Przytulony do mnie, wywalony do góry kołami. Pocieszenie wyglądał. Spał tak z pół godziny, obudził się, rozejrzał, zaczął się kręcić, a kiedy usłyszał miauknięcie, znowu poszedł do Pirata. I już został. Tak więc kociska spały w jednym pokoju, a ja w drugim.
Gdzieś tak koło piątej rano (bo się obudziłam jakoś), zajrzałam do pokoju i się okazało, że Cipcipek buszuje na półce, a Pirat śpi pod biurkiem. Spokojnie wróciłam do łóżka by dalej pospać. Za chwilę pojawił się mały kiciak, pozaczepiał mnie, pomruczał a później sobie poszedł.
W nowym dniu, dzisiejszym, kiedy zajrzałam do kotów, to mały jak zwykle już rozrabiał, no a Pirat jeszcze spał, nadal pod biurkiem. Dałam im jeść i zrobiłam też sobie. Usiadłam na narożniku i zaczęła się konsumpcja. Oczywiście Cipcipek stwierdził, że ja na pewno mam lepsze jedzenie, więc zaczął się koło mnie kręcić, próbując upolować moją kanapkę. Powiedziałam, że ja mu nie wyżeram z miski i że to moje, ale taki argument do niego nie przemawiał. Kiedy zjadłam kanapki i zaczęłam głaskać kiciaka, ten skubaniec rzucił się na moją rękę, a po chwilowym uporczywym wąchaniu ugryzł mnie w palec. Widać, ja jadłam lepsze, bo sam zapach tak na niego podziałał. Tak więc zdobyłam dzisiaj pierwszą ranę na tej małej kociej wojence.
Pirat w końcu wylazł z pod biurka, ale za to wcisnął się w inny kąt w ogóle nie zwracając uwagi na zaczepiającego go Cipcipa. Co jakiś czas zaglądałam do niego, by wiedzieć co z nim, to tylko zmieniał pozycję. Kiedy bawiłam się z małym kiciakiem, widziałam jak duży łypie tym swoim okiem, no ale się nie rusza. Podeszłam do niego, usiadłam obok i.... zaczęłam głaskać. Eh, ale ma milusi futerko. Popatrzył tak na mnie jakoś, ale nie protestował, więc głaskałam dalej. Stwierdziłam, że skoro nie prycha to go wezmę na ręce i tak też zrobiłam. Usiadłam na narożniku, położyłam kota obok i dalej głaskałam. Wszystko było ok, do momentu aż nie wstałam. Zlazł i wrócił na stare miejsce, na podłogę. Zrobiłam drugie podejście. I co? Zlazł z narożnika, przeciągnął się leniwie, ziewnął z dwa razy i wlazł na drugi narożnik, nadal łypiąc tym swoim oczkiem. Przesiadłam się do niego i zaczęłam na nowo głaskać, co spowodowało, że nagle usłyszałam ciche mruknięcie. Tak ciche, że miałam wrażenie że mi się wydaje, zwłaszcza, że obok Cipcipek włączył swój traktor. Po chwili jednak byłam w 100% pewna, że to Pirat. Po dłuższej chwili pieszczochania, przysunął się bliżej i oparł o mnie głowę. Sukces!
No, a teraz leżą sobie we dwóch na jednym narożniku, zwinięci jak kuleczki i śpią. A ja w końcu mogę napisać tego posta. Zważywszy na jego długość, samo przez się rozumiecie, że śpią spokojnie i się w ogóle mną nie przejmują. I żyli długo i szczęśliwie. The end.
Uff, ale się rozpisałam. Cieszę się, bo myślałam, że będzie straszniej. Chociaż wiadomo, że dużo jeszcze przed nami.
Dziękuję, za trzymane kciuki, jak widać się przydały.
Pozdrawiam!
Ps. Kociska też!
