Oj, szczerze mówiąc z każdą minutą staje się to trudniejsze

, w dodatku w zasięgu wzroku mam właśnie oba nasze tapczany i sofę, a na każdym po jednym słodko rozwalonym kocie

. Dziś wróciłam z pracy i zastałam drzwi do łazienki otwarte, co moja mama skwitowała: jak do środka zajrzałam, to kotka tam była, a potem... to już nie

. I tak kwarantanna została zakończona, moja stała para lekko zbaraniała, sądząc, że to przywidzenie, bo na pierwszy rzut oka Duffeńka i Malwinka są jak lustrzane odbicia. Maciek oniemiały co chwilkę obracał łepetynkę sprawdzając, czy to wzrok płata mu figle i podwaja wizję. Duffy i Malwinka najpierw nieomal stuknęły się noskami, tak skrupulatnie się poznawały, po czym Duffeńka fuknęła na Malwinkę, ale tak jakoś bez przekonania. Muszę przyznać, że jestem oszołomiona takim stanem. Do tego dziś mało brakowało, że spóźniłabym się do pracy, bo wszystkie trzy koty w tym samym momencie uznały, że nadszedł moment na wykorzystanie kuwetki w poważniejszej sprawie

. I tak pognałam do pracy zziajana ale uszczęśliwiona, że z Malwinką i w tej kwestii wszystko jest w porządku.
Tak sobie porównuję obie panny: obie uwielbiają czesanie, a nie znoszą czyszczenia uszu, obie mruczą niczym nawiedzone silniczki, ale gdy Duffy kocha rybkę w każdej formie, a nie znosi wołowiny, to Malwinka dokładnie odwrotnie. I obie są zdecydowanie urocze. Oj, ciężko to będzie...