Niniejszym składam reklamację. Jako powód - "Towar niezgodny z opisem" (się pracowało na e-bayu

). Wiewióra miała być kotem głównie stacjonarnym. Z ewentualną możliwością niewielkiej
wspinaczki, jako małego urozmaicenia. Otóż nie. Wczoraj moja mama panicznie przeszukiwała mieszkanie, ponieważ pannę W. wcięło. Znalazła ją przez przypadek i przez samą nieostrożność znikniętej (za bardzo jej uszko wystawało

). W tajemniczy dla nas sposób (przypominam - kot stacjonarny, w małym stopniu wspinaczkowy) Wiewiór znalazł się na szczycie biblioteczki, która w pionie mierzy 200cm.

Szanowna panienka wskakuje tam jednym susem i pięknym łukiem, po długaśnej medytacji co prawda, ale wskakuje. TŻ widział, jak się w międzyczasie jeszcze od ściany odbija (ściana posiada fakturę celowo chropowatą, więc jest o co łapkę oprzeć). Przy schodzeniu, a raczej zeskakiwaniu, ściana też jest wielce przydatna. Tym samym cały dzień na biblioteczce, cała noc na biblioteczce - widać było tylko niezmiernie owłosioną tylną łapę, która się dyndała. Co dzisiaj?
Tak więc niniejszym mamy Wiewiór vel Polatucha.
Wniosek: zabezpieczenie tarasu będzie miało sens tylko i wyłącznie wtedy, kiedy na tym tarasie nie będzie NIC, co będzie stanowiło potencjalną podpórkę. Czyli - żadnych krzeseł, żadnych stolików, żadnych doniczek... To już lepiej niech zostanie tak, jak jest.
No i najważniejsze. Nie wiem, co było powodem. Zdobyty szczyt? odkrycie drzemiących do tej pory możliwości? Grunt, że footro zachowywało się, jakby ją "obrok w doopę gryzł" (tak się mówi u moich teściów

). Wieczorem pół Wiewióry wystawało za drzwi - przednie pół było w przedpokoju, drugie pół - w pokoju. Ganiała się z nami po pokoju... Ja nie wiem. Ja się zaczynam bać... Klakier jest nieustannie obwarkiwany, ledwo chłopak zdąży wyhamować, jak się na jej włości zapędzi. Ewentualnie traktowany jak półgłówek
Ostatnio zaczęłam porównywać zdjęcia Wiewióry z rasowymi kotami i co wyszło? Nie "norweg", a "syberyjczyk"