Spokojnie, przed chwilą wpisałam długi post, ale miau mi padło...
Przepraszam za tak długą przerwę w relacjach, ale wieczorem nie mam już jak się dorwać do kompa, zresztą mam tyle przy niej roboty, że nawet nie miałabym siły już nic pisać.
Po wczorajszej kupie była jeszcze druga, w poczekalni u weta

Po ogarnięciu sytuacji mała dostała kroplówkę, antybiotyk (znowu nie zapytałam jaki

), została odrobaczona i posypana środkiem przeciwpasożytniczym.
Nie chcę się cieszyć za wcześnie i nie zapeszyć, ale wydaje mi się, że wygrywam 1:0 w starciu z muchami - wczoraj nie znalazłam już żadnej larwy
Martwi mnie, że ciągle je nierówno. Wieczorem nie chciała (ale to może brak apetytu po odrobaczeniu), potem jak zajrzałam w nocy, to zjadła wszystko co jej zostawiłam, ale rano znowu nie chciała.
Miałam dziś wielki dylemat, czy zabierać ją ze sobą do roboty... nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale zostawiłam ją w domu. Ma kuwetkę, swobodny dostęp do wszystkiego, a w biurze musiałaby siedzieć cały dzień zamknięta w transporterze w ciemnej kanciapie. Za to tutaj mogłabym dopilnować, żeby jadła regularnie, nawet karmiąc na siłę. W domu nie wiadomo, czy coś ruszy... Ech, i tak źle, i tak niedobrze
