PROBLEMY PAŃCI
Psotek Pod koniec listopada zdarzyło się coś dziwnego. Otóż w środku tygodnia (w czwartek czy piątek) zadzwonił telefon, kiedy Marta była już w domu, ale zanim jeszcze Pańcia wróciła. No i Marta krótko porozmawiała z tą osobą, która dzwoniła. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież takie sytuacje już nieraz się zdarzały. Kiedy jednak Pańcia wreszcie wróciła, to się okazało, że nie był to zwykły telefon. Podobno to dzwoniła mama Pańci. I prosiła, żeby Pańcia do niej przyszła na kolację.
Byłem bardzo ciekawy, o co chodziło i co mogło być aż tak pilne, że nie mogło poczekać do soboty. Przecież Pańcia chodziła do rodziców w soboty i niedziele, a nie w środku tygodnia! Pańcia też tym była zdziwiona i zaniepokojona. Marta dowiedziała się tylko, że u rodziców Pańci jest jakaś ciocia spoza naszego miasta i że ta ciocia chciała się z Pańcią zobaczyć. Jednak Pańcia wiedziała, że to nie był prawdziwy powód zaproszenia, bo ta ciocia przecież przyjechała na kilka dni, więc mogłyby się spotkać kiedy indziej.
Pańcia postanowiła tam pójść. Ciocia rzeczywiście była na miejscu. Ale Pańcia miała rację, że wizyta krewnej to był tylko pretekst, a prawdziwy cel był ZUPEŁNIE INNY. Otóż w pewnym momencie Babcia (czyli mama naszej Pańci) zaprosiła do kuchni Pańcię i tę ciocię, a dziadka zostawiła przed telewizorem.
W tej kuchni oświadczyła im, że w poniedziałek wybiera się do szpitala na operację, I pobędzie w tym szpitalu przez dwa tygodnie, bo najpierw lekarze muszą jej zrobić różne wyniki, potem zrobią operację – a jeszcze później ona musi trochę odpocząć pod opieką swojego ulubionego (czy aby na pewno ulubionego?) pana doktora. Okazało się, że mama Pańci ma nowotwór. Na szczęście ta choroba została wykryta bardzo szybko po rozpoczęciu. Dzięki temu wystarczyła sama operacja i nie trzeba było żadnego dodatkowego leczenia. Tylko że po tej operacji musiała jeszcze trochę pobyć w szpitalu zamiast w domu.
Nasza Pańcia codziennie biegała do tego szpitala, jakby nie miała żadnych innych obowiązków. A przecież nie zrezygnowała wtedy ani z pracy, ani z lekcji, nie mówiąc już o opiece nad nami.
Pigułka
Nie wiedziałam wtedy, co to jest nowotwór i dlaczego mama Pańci musiała z tego powodu pójść do tego całego szpitala. A poza tym nie do końca wiedziałam, co to jest szpital. No to mi Pańcia wytłumaczyła, że to takie miejsce, gdzie się leczy chorych ludzi lub zwierzęta, ale tylko wtedy, kiedy ta ich choroba jest poważna. Jeśli na przykład człowiek ma grypę, to może spokojnie zostać w domu. No a nowotwór to taka naprawdę poważna choroba i jeśli się jej nie odkryje na samym początku, to można na nią nawet umrzeć. To biedna mama Pańci, że na to akurat zachorowała. I biedna Pańcia, bo jej przybyło obowiązków. Poza zwykłymi zajęciami odwiedzała swoją mamę, a poza tym codziennie chodziła do swojego taty, żeby przypilnować, czy on na pewno się dobrze czuje. Naprawdę nie wiem, jak jej się udawało to wszystko pogodzić – i jakim kosztem.
Psotek
Tymczasem znów zaczął się Adwent i przygotowania do urodzin Pana Jezusa. Na stole znów znalazł się wieniec z czterema czerwonymi świeczkami. Wiedziałem już, co to oznacza.
Tymczasem Pańcia znów nas zaskoczyła. Już po tygodniu tego Adwentu dała nam prezenty – nowe miseczki i piłeczki. Wiedziałem, że na Boże Narodzenie dostaje się prezenty, ale teraz? Pańcia nam wyjaśniła, że na Boże Narodzenie też będą prezenty, a teraz dostaliśmy je z okazji „Mikołaja”. I opowiedziała nam, że kiedyś dawno temu żył prawdziwy Mikołaj, który lubił pomagać ludziom. I często po cichu podrzucał im do domów akurat to, czego najbardziej potrzebowali. Kiedy on umarł, to w dniu jego imienin wszyscy ludzie zaczęli robić sobie prezenty. Ta tradycja ma już ponad 1500 lat, czyli strasznie dużo, bo to oznacza ponad 70 pokoleń ludzkich i już sam nie wiem, ile kocich.
Pigułka
Kilka dni później mama Pańci wróciła z tego szpitala do domu. Dzięki temu Pańci ubył przynajmniej jeden obowiązek, bo teraz już nie musiała biegać osobno do mamy, a osobno do taty, tylko odwiedzała ich oboje razem. Ucieszyłam się z tego, bo Pańcia wyglądała na naprawdę zmęczoną. Nareszcie mogła choć troszkę odsapnąć. Dobrze, że Marta jej wtedy dużo pomagała w domu, bo inaczej biedna Pańcia chyba już zupełnie nie miałaby kiedy spać.
NIETYPOWE BOŻE NARODZENIE
Psotek
Tuż przed Bożym Narodzeniem Marta pojechała do domu, bo dostała kilka dni wakacji. Obiecała, że wróci tuż po rozpoczęciu nowego roku. Tym razem już wiedziałem, że to tylko brzmi tak strasznie, a tak naprawdę to jej nieobecność potrwa niecałe dwa tygodnie. Pańcia też miała dostać wakacje tuż po Świętach, więc zanosiło się na sporo przyjemności.
W dzień po wyjeździe Marty przyszła Justyna, czyli ta pani, która lubiła skakać po meblach. Tym razem też poskakała, a okna zrobiły się czyste. Poza tym ta Justyna zapytała, czy zgodzimy się zaopiekować jej kicią Murcią w czasie wakacji. Justyna chciała na kilka dni wyjechać do swoich rodziców, ale Murcia uparła się, że nigdzie nie pojedzie, tym bardziej, że dopiero wyzdrowiała z zaziębienia. No to się zgodziliśmy. Swoją drogą zuch mała, potrafiła postawić na swoim.
Na dzień przed Wigilią Murcia przyjechała do nas z całym swoim sprzętem. Przywiozła nawet swoje ulubione jedzonko, żeby się dołożyć do naszych uczt.
Kiedy mała wyszła z transporterka, to się okazało, że jest cała czarna! Podobno niektórzy ludzie mówią, że czarne koty przynoszą pecha. Co za bzdura!
Nasza Pańcia od razu wzięła Murcię na ręce i ją przytuliła. Mała też od razu się do niej przytuliła i rozmruczała. Justyna się mocno zdziwiła tym zachowaniem Murci, ale ja wiedziałem, że mała ma rację. Ona wyczuła to, czego ja już od dawna byłem pewny – że u Pańci jest przedsionek do kociego raju.
Wreszcie Justyna poszła, a my zostaliśmy we czwórkę. Przez chwilę razem się bawiliśmy – i okazało się, że mała lubi biegać za sznureczkiem zupełnie tak samo jak my. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy Murcia nie jest córką naszej siostry Czarnulki, ale nie chciałem na razie pytać o to wprost, bo może by ją takie pytanie wpędziło w zakłopotanie. Tym niemniej wydawało mi się, że wyczuwam istniejące między nami pokrewieństwo...
Pigułka
Po kolacji Pańcia dała Murci jakieś lekarstwo. Byłam przerażona reakcją małej. Owszem, wszystko zjadła bez protestów i awantur, ale... po wypiciu tego paskudztwa strasznie się zaczęła ślinić. Kiedyś widziałam w książce zdjęcie kota chorego na wściekliznę – no i Murcia wyglądała bardzo podobnie do niego. Ale Pańcia mnie uspokoiła, że po prostu to lekarstwo jest strasznie niesmaczne i powoduje ślinienie. Czyli mała nie ma wścieklizny, tylko tak reaguje na lekarstwo. No i nic złego nie grozi ani jej, ani nam.
Psotek
W nocy mała schowała się za wersalką i popłakiwała. Może trochę tęskniła za swoją opiekunką (jakby było za kim – łeee), a może po prostu przeraziło ją to, że jest w nowym miejscu. Pańcia starała się ją uspokoić, ale niestety niezbyt jej się to udawało. Postanowiłem więc wkroczyć do akcji, żeby uciszyć Murcię. Rozumiałem, że może mieć powody do płaczu, ale przecież nie trafiła źle.
W dodatku Pańcia następnego dnia musiała wcześnie wstać, żeby się nie spóźnić do pracy. I oczywiście przed wyjściem powinna się wyspać, żeby potem dobrze pracować. A to jest niemożliwe, jeśli maleństwo płacze głośno i domaga się uwagi.
Wreszcie udało mi się uciszyć Murcię łapnie, a potem jej wbiłem w głowę, że nic złego jej się u nas nie stanie. Mała w końcu dała się przekonać i zasnęła przy nas. A potem już nie płakała, bo wiedziała, że powiedziałem jej prawdę. I dość chętnie się z nami bawiła.
Pigułka
Tym razem Wigilia wyglądała inaczej niż ta poprzednia. Pańcia z rodzicami pojechała do swojego brata. Strasznie nie miała na to ochoty, tym bardziej, że to oznaczało, że wróci dopiero następnego dnia i nie podzieli się z nami opłatkiem. No ale jej rodzice się uparli, więc nie miała wyjścia. Strasznie mi jej było szkoda.
Psotek
Pańcia poprosiła Kamilę i jej mamę, żeby do nas zaglądały w czasie jej nieobecności – i one obiecały, że to zrobią. Ale przyszły tylko raz, w Wigilię po południu. Potem sobie poszły i nie zajrzały ani wieczorem, ani następnego dnia – aż do powrotu Pańci. Kiedy to Pańcia zobaczyła, to się strasznie zdenerwowała i powiedziała, że już im nigdy nie uwierzy w to, co obiecują.
Kamila z mamą przyszły do nas dopiero następnego dnia. Mama Kamili sobie wymyśliła, że Pańcia wróci dopiero tego dnia po południu i nic nie zauważy. Kamili było przynajmniej trochę wstyd, że zawaliły sprawę, ale jej mama była niezadowolona tylko z tego, że ją przyłapali na niesolidności. I nawet nie przeprosiła ani się nie wytłumaczyła. No ale Pańcia dzięki temu wiedziała już, że nie może na nią liczyć.
Pigułka
Dobrze, że Pańcia tak szybko wróciła, bo mama Kamili okazała się niesolidna. Rodzice Pańci zostali jeszcze trochę tam, gdzie pojechali na Wigilię, ale my już byliśmy wszyscy razem.
Nawet nie przypuszczałam, że doba bez Pańci może się aż tak dłużyć. I byłam szczęśliwa, że znów wszystko jest tak, jak być powinno. Tylko szkoda, że ci rodzice się uparli przy wyjeździe, bo przez to my tęskniliśmy za Pańcią, a Pańcia za nami.
Psotek
Pańcia nam wytłumaczyła, że jej mama po tej swojej chorobie nie mogła sama przygotować takiego świątecznego amciu, jak by chciała. Ale przecież wiedziałem, że Pańcia jej chciała w tym pomóc. A poza tym przecież wiedziałem, że w tym całym świętowaniu jedzonko nie jest najważniejsze.
Jednak z drugiej strony gdyby oni nie pojechali do tego brata Pańci, to on by przywiózł do rodziców całą swoją rodzinę. A to już byłoby straszne, bo on miał dwóch strasznie rozbrykanych synów. To już lepiej, żeby Pańci rodzice pojechali tam, bo mogli się gdzieś schować, jeśli akurat nie mieli ochoty na gadanie z nikim.
Pańcia była zadowolona, że się urwała z tej rodzinnej imprezy, bo tam się nudziła, a poza tym chciała pobyć z nami. W dodatku przekonała się, ile są warte obietnice Kamili i jej mamy.
Pigułka
Pańci było poza tym przykro, że jej rodzice i brat nie zadzwonili i nie zapytali, jak dotarła do domku i czy mamy co jeść.
Już dawno wiedzieliśmy, że ten niby-brat tak naprawdę to wcale się nie przejmował tym, że ma jakąś siostrę i nigdy z nią nie rozmawiał. To było dziwne, bo w końcu nie miał żadnego rodzeństwa poza Pańcią, więc powinno mu zależeć na spotkaniach z jedyną siostrą. Zupełnie tego nie rozumiałam, bo przecież mój brat Psotuś zawsze mocno się o mnie troszczył i mi we wszystkim pomagał. Ludzie są jednak dziwni!!! Zupełnie się nie przejmują, że mają jakieś rodzeństwo!
To przecież straszne – tak zupełnie nie móc liczyć na żadną pomoc ze strony własnego brata, nawet na odrobinę zainteresowania! Bardzo mi było szkoda Pańci. Ale jeszcze bardziej się dziwiłam, że nawet Pańci rodzice się nie odezwali. Przecież oni podobno zawsze mówili, że ich niby interesuje to, co się dzieje z ich córką. A tymczasem tak ich to interesowało, że nawet nie zadzwonili.
Psotek
Kiedy już się skończyły Święta, to ci rodzice nawet się odezwali i zaprosili Pańcię na obiad. Ja bym nie poszedł, gdyby mnie przedtem nie przeprosili za swoje zachowanie. Ale Pańcia miała chyba lepsze serduszko niż ja, bo jednak poszła.
Na obiedzie Pańcia się dowiedziała, że jej bratowa się zaziębiła. I to niby było przez nią, bo chciała pójść na Pasterkę. Ale przecież to nie Pańci wina, że było zimno, a ta bratowa się ubrała jak na wiosnę. W końcu jest już duża i powinna wiedzieć, jak się ubrać.
Pańci mama tak już dziwnie miała, że zawsze mówiła, że to nasza Pańcia jest winna, jeśli coś się stało nie tak, jakby ta mama chciała. Przecież to bez sensu. W końcu Pańcia nie miała wpływu na pogodę. A poza tym nie mogła nikomu narzucić sposobu ubierania się. Strasznie mi było żal Pańci, bo po każdej rozmowie ze swoją mamą była okropnie przygnębiona.
Próbowałem jej wytłumaczyć, żeby się zbyt nie przejmowała głupim gadaniem. A Pańcia wtedy brała mnie na ręce, przytulała i mówiła, że nie wie, co by zrobiła beze mnie i Piguni. Tylko że mimo wszystko było jej przykro, jeśli ją tak bez sensu oskarżali o wszystko, co się złego stało na świecie. I czasem aż płakała przez takie głupie gadanie.
Pigułka
Na szczęście Pańcia miała jeszcze nas i chętnie z nami przebywała. Przekonałam się, że spędzała z nami więcej czasu niż z niektórymi ludźmi. A my zawsze umieliśmy ją rozerwać i wytłumaczyć jej, że niektórzy ludzie głupio gadają, bo po prostu inaczej nie potrafią.
Psotek
Po Świętach Pańcia miała znów wakacje aż do końca roku. I znów przyszedł do nas ksiądz, żeby poświęcić mieszkanie. Czyżby to poświęcenie sprzed roku już się nie liczyło? No i znów razem z Pańcią się pomodlili, a potem on poświęcił oba pokoje i łazienkę, a na końcu kuchnię. Powiedział, że robi to po to, żeby Pańcia nas nie struła.
Przez chwilę czułem się urażony tym, że ten ksiądz śmie tak brzydko posądzać naszą własną Pańcię. Nawet schowałem się za wersalkę, żeby nie słuchać tych bzdur. Ale potem on mnie znalazł i wytłumaczył, że przecież tylko żartował, bo tak naprawdę to wiedział, jak Pańcia nas karmi.
Nie od razu dałem się przebłagać, ale w końcu jednak mu uwierzyłem, przynajmniej trochę. No i oboje z Pigunią zaczęliśmy z nim trochę rozmawiać. Tylko Murcia nie wyściubiła nosa ze swojej kryjówki. Może się po prostu bała, że ją znów gdzieś wywiozą? W każdym razie nie pokazała temu księdzu nawet czubka swojego czarnego noska.
CDN.
Psotku ale ta Ineczka zdolna Dziewuszka jest
Wiesz czasem mi smutno że nie wklejam zbyt czesto Twojego pamietnika ,ale znowu potem mamy piekne wierszyki Ineczki
Pozdrawiam i całuje gorąco
A wy Ludkowie czytojta
Hej