Wczoraj wieczorem zorientowałam się, że jakoś Kajtka nigdzie nie widać. Na jedzenie nie przyszedł, przeszukanie domu też nic nie dało. Aga dwie godziny wcześniej wychodziła z praniem do ogrodu, więc musiał wtedy myknąć. Wołałyśmy w ogrodzie, przeszukałam garaż i nic. Nawet pukanie w puszkę i wstrząsanie chrupkami nic nie dało. Obleciałyśmy sąsiednie uliczki i nic. Już miałam wizję całonocnych poszukiwań, ciśnienie mi skoczyło, zawał prawie zaliczony.
W końcu okazało się, że Kajtek zaszył się w buszu obok domu i udawał, że go nie ma. Musiałam go gonić po tych krzaczorach i pokrzywach, ale w końcu udało się dorwać delikwenta.
One mnie kiedyś wykończą...

...