Never pisze:Macdo, właśnie skończyłam pisać post, niestety za póżno - nie wkleiłam go....
mam nadzieję, że zrobisz to za mnie.... wolałabym nie zamykać tego wątku, bo widzisz - teraz ja zostałam pomówiona o pisanie nieprawdy i chciałabym bardzo mieć możliwość wyjaśnienia wszystkiego na forum.
Post jest z literówkami, ale jestem w pracy i nie mam czasu go sprawdzić... Zdjęcia z lecznicy wkleję w wątku kotków... Porszę wklej cały ninijeszy pw do Ciebie do wątku, byłabym wdzięczna, gdyby jednak nie został zamknięty, tylko moderowany - naprawdę trzeba wyjąsnieć wiele spraw.... tak przynajmniej mi się wydaje....
a co do tytułu - chcialam go wczraj zmienić, może rzeczywiście jest za ostry, ale nie mam pojęcia jak go wyedytować..

pisałam o tym wczoraj na wątku...
a oto co napisałam przed chwilą...
Przeczytałam wątek - i ..........
Podobno raz koty są lekkie, raz ciężkie, raz wyjmowane, raz wkładane...
Bzdura... kiedy ktoś pisał, że były cięzkie? Proszę czytajcie dokładnie cały tekst.
To, co wyciągasz z moich postów, gallo, to nieprawdziwe wnioski. Nigdy ne pisałam, że personel jest jednocześnie w gabinecie i na korytarzu - pisałam, że w recepcji ktoś jest zawsze - może wyjść na minutę, ale jest, i że lekarze są w gabinetach, ale co jakiś czas pojawiają się na korytarzu - bo np. idą do pokoju, który znajduje się po drugiej stronie poczekalni. nie przypominam tez sobie sytuacji, żeby w poczekalni było 15 umierających zwierząt - miałam na myśli sytuację, kiedy zweirząt jest dużo, ale jeden jest w stanie wyglądającym na agonię... ale nikt tym się nie przejmuje i pies czeka kolejną godzinę na przyjęcie.... przed nim wchodzą psy na szczepienie, na przepisanie leków na odrobaczenie (bo tam weci chcą zobaczyć zwierzaka przed przepisaniem tych leków itp.).
Magdyska nie chciała wtrącac się do wątku, ale widzę, że jednak napisała jak było....
Przykro mi że Malinka ujawniła na wątku kociaków, że to o nie chodziło - ja bym tego nie napisała, ale stało się. ja specjalnie tam nic nie pisałam, nie uznałam ze konieczne chwalić się co robię, zwłaszcza, że miałam obawy, że może to zaszkodzić kociakom... Ale Malinka - chociaż sama ma kłopty - wspomogła nas sumą 100zł - dzięki temu zapłaciliśmy rachunki w lecznicy na Pradze.
Prosiłam Magdyskę o zabranie kociaków na tymczas, bo bardzo dobrze pamietałam pw wymieniane z Malinką - ona pisała, że w Radomiu w schronisku koty zwijają się w kłębek i zasypiają na zawsze - bo nie chcą żyć. Dlatego już raz chciałam pomóc kotkowi stamtąd - miał wątek na forum, ale znalazł dom. Teraz nie mogłam patrzec na te zwierzaki i nic nie zrobić - a zabrać nie szczepionych ze schroniska nie mogłam, Magdyska zaaoferowała pomoc w postaci tymczasu, ja zobowiązałam się pokryc koszty wyzywienia, załatwić leki odpornościowe i szczepienia. Mialam obietnicę wsparcia finansowego w wysokości 500 zł - niestety ta pomoc jest nieaktualna, nie chcę do tego wracać, temat został wyśmiany na forum i dla mnie jest zamknięty. Kotki były zabrane pod warunkiem pomocy z mojej strony, trzeba było działać. Nie jestem pod netem non-stop, niestety. Kiedy przekazywałam jedzenie dowiedziałam się o obajwach u kotki, które mnie zaniepokoiły. Była już 19 - sobota - Białobrzeska nieczynna. Mam złe doświadczenia z paroma lecznicami, nie będę ryzykowac i jechac do lekarza, którego nie znam + nie miałam akurat na to przy sobie środków. Zrobiłam wszystko, co mogłam zrobić - czyli pojechałam po leki, konsultowałam się z osobami (nie ważne kto), które miały do czynienia z tą chorobą i które podały mi wskazania weterynarzy jak nalezy koty leczyć.
jak widać, były to dobre wskazania, bo zostały przez Białobrzeską zalecone do dalszego leczenia. Gdybym nie dała leków w sobotę, koteczka mogła nie przezyć....
Na Białobrzeskiej nikt nie sugerował podania surowicy, nikt! A prosiłam o wszystko, co może pomóc. Dostałam informację, że szanse są nikłe... Zresztą tak mówiły tez inne oosby, z ktorymi rozmawiałam...spoza Białobrzeskiej...
Incydent z odmową przyjęcia kotki był dla mnie tak przerażającą rzeczą, że napisałam o tym na wątku - dla mnie akurat takie podejscie lecznicy do ratowania życia zwierzaka przekresla ją w moich oczach raz na zawsze.... Bo nic tego nie usprawiedliwia... nic. Nie prosiłam, o leczenie za darmo, po prostu miałam przyjechac w poniedziałek po pracy i zapłacić.... podpisałam zobowiązanie... nie bywam tam 2-3 razy do roku, znacznie częściej. jestem rozpoznawana przez personel.. Tylko raz miałam dług... nigdy nie prosiłam o zniżkę, nie negocjowałam cen...
Kwestia dotykania kotki wzbudziła mój strach, ale autorytet lecznicy był dla mnie tak duży, że absolutnie nie smiałam podwazyć zasadności tego, co robią... za wyjątkiem recepcjonistki - uprzedzałam ją co może mieć kotka, ale każdy ma prawo do błędu... Nawet pomysłam sobie, że ten cyrk z przebieraniem się u Magdyski to może gruba przesada z mojej strony.... Nigdy bym o tym nie napisała, podobnie jak nie pisałam i napiszę o wielu innych rzeczach negatywnmych - bo są tez pozytywy. Ale wyrzucenie chorej kotki, kotki - szkielecika, walczącej o zycie - tego nie rozumiem i nie akceptuję.
To na Białobrzeskiej uczyłam się robic zastrzyki, więc dostałam spokojnie leki do domu (tzn. Neupogen podskórnie oraz Duphalyte - miałam go dawać do wenflonu. NIgdy nie wlewałam leku do wenflonu, to był pierwszy raz, w lecznicy nie zostałam dokładnie poinstruowana, krew zaczęła wypływac z wenflonu, koteczka się wyrywała, spanikowałayśmy i nie dałyśmy jej dożylnie jedzonka, nie udało mi się tez nawodnić ją wystarczająco (dostła przez wenflon tylko pól stryzkawy, potem płyn nie chciał leciec, potem pojawiła się krew itp.) Magdyska pojechała rano do lecznicy żeby przeczyścili i sporawdzili wneflon - podejrzewałyśmy, że może trzeba załozyc nowy, bo ten jest niedrożny) i żeby nawodnili i odżywili kotkę. Ja byłam w pracy..... Kotka nie została przyjęta.... A pojechała właśnie tam, bo ja rekomendowałam tą lecznicę, żeby nie jeżdzić po wszystkich możliwych, żeby mieć pewność jak najlepszej obsługi i leczenia...
Oczywiście wstawię dzisiaj obiecane zdjęcia - ale tam nic nie ma.. ręce, strzykawka, kotka.... dla mnie to nie jest dowód. Nie chcę zostawiać kasy w lecznicy, która odsyła kota w takim stanie... nie chcę. I przypominam - ja podpisałam zobowązanie zapłącenia pieniędzy w poniedziałek, Magdyska miała ze sobą pieniądze na wizytę... nie prosilismy o bezpłatne udzielenie pomocy...
Obecnie kotka jest leczona na Pradze, ja dalej daję zastrzyki podskórne, kotka jeszcze dzisiaj jedzie do lecznicy na kroplówkę, bo wetka chce ją zobaczyć, sprawdzić jej stan, woli ją mieć pod kontrolą. Rozumiem to, nie mam nic przeciwko, ja dalej będę dawać zastrzyki podskórne, może też i kroplówki - jeśli wetka stweirdzi, że możemy ją leczyć w domu. Oczywiście wyjściem idealnym byłoby, gdyby można było jeżdzić do lekarza na całe leczenie - ale niestety to kosztuje... więc ja przyjeżdżam w nocy.... dziękuję Magdysce i jej rodzicom za wyrozumiałość - przesiaduję w ich domu po nocy, zakłocam prywatnosć - nikt nie miał o to do mnie pretensji, tam naprawdę kocha się zwierzęta....
Jestem zmęczona - w domu jestem w nocy, potem praca, potem lekarze, zastrzyki itp. Nie mam czasu, siły ani ochoty pisać więcej wyjasnien, tłumaczyć się - bo nie ma komu. osoby, które najbardziej nam pomogły, nie zadawały pytań, nie sprawdzały... A te osoby, które przeprowadzają na tym wątku śledztwo nie stanowią dla mnie autorytetu, nie zakładam i nie planuję współpracy z nimi i nie mam obowiązku tłumaczyć co dała kotu, a co nie.... w końcu nie one są wetami...
Agelonoro - na test na pp nie mamy pieniędzy - wolę za to kupić lekarstwa, środki na podniesienie odporności.... jeśi ktoś chce zasponsorować taki test, bardzo proszę, zrobimy go.... Kotka dostała wczoraj interferon dożylnie, podobno dziala to trochę tak jak surowica... której nie możemy zdobyć jak na razie. Jest traktowana jako chora na pp., na co wskazują badania krwi - oczywiście nie ma 100% pewności... Wczoraj zaczęla sama jeść... przynajmniej trochę.... Mam ten komfort, że w tej nowej lecznicy - chociaż byłam tam pierwszy raz - nie było problemu z płaceniem na raty - a tam akurat o to zapytałam.... chociaż mnie nie znano... faktem jest, że w razie czego powołuję się na zaprzyjaznioną fundację, ktora jest gwarantem, że pieniądze zostaną zapłacone, tak samo zresztą zrobiłam na Białobrzekiej, ale to nie miało znaczenia jak widać...
Zdjęcia wstawię dzisaj, ale teraz muszę zająć się pracą.
jest jednak jedna rzecz, któej nie odpuszczę. na tym wątku zostałam oskarżona o pomawianie lecznicy....
Otóż ja mam poczucie, że i ja zostałam pomówiona - zarzucono mi pisanie nieprawdy - Jana (potem i galla) twierdziła,, że zna inną wersję. No to ja zapytam na forum, otwarcie - jaką? Zostałam tutaj oskarzona o kłamstwo, dla mnie to jest poważny zarzut. to proszę o podanie konkretów, domiennej wersji... Jeśli tego nie usłyszę, napiszę oficjalne pismo do lecsnicy - nie w sprawie dotykania chorych zwierząt, ale w sprawie tego, że osobom postronnym bez mojej zgody udzielane są informacje na mój temat (Jana napisała, z kim rozmawiała) oraz zażądam podania jakie to były informacje... żeby zweryfikować ich prawdziwość. Nie chcę tego robic, nie chcę, zeby ktoś przeze mnie tracił pracę, jak pisałam tam chyba nie panuje najlepsza atmosfera dla pracowników.... Dlatego proszę Jano, gallu o podanie "odmiennej" wersji na forum...
Ja przedstawiłam swoją, została potweirdzona przez drugą osobę... Ty tylko mnie oskarzyłaś o kłamstwo, bez podania konkretów. To ja o nie poproszę...