Re: Moje kocistosci - wpadka

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro maja 28, 2008 23:17

Blond Tornado pisze:Dałaś mu serce i dom, nie mógł od losu otrzymać piękniejszego daru.


piękne słowa
pamiętaj o nich Siean

przytulam mocno
['] :cry:

Aia

Avatar użytkownika
 
Posty: 17108
Od: Pon lut 19, 2007 18:08
Lokalizacja: NDM

Post » Czw maja 29, 2008 7:48

[']

Siean, współczuję :(
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Czw maja 29, 2008 11:19

Siean, bardzo mi przykro :(

Kociu, śpij spokojnie [']

Niestety, to zadręczanie się jakiś czas potrwa. Człowiek już tak ma, że po czymś takim analizuje swój każdy krok i widzi tylko błędy. Trudno nam jakoś przyjąć do wiadomości, że robimy wszystko co umiemy i możemy. Zawsze wymagamy od siebie więcej...
Obrazek

galla

 
Posty: 10369
Od: Wto wrz 20, 2005 13:39
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw maja 29, 2008 12:02

[']
:cry:

Trzymaj się Siean - takie to uroki życia: daje usmiech i łzy
Obrazek

marcjannakape

 
Posty: 6643
Od: Pon cze 18, 2007 9:26
Lokalizacja: i znów Wrocław

Post » Czw maja 29, 2008 17:41

To prawda, uśmiech i łzy.
Żal, bardzo żal Kocia. Bardzo go brakuje, tak jak brakowało rok temu Luciana. Spędzilismy ze sobą niewiele czasu, bo przecież zaczęłam pisać o Kociu nieco ponad rok temu, w marcu:
Pojawił się w zeszłym roku, na początku lata. Łaciaty, białoczarny koci podrostek. Podobno był chory, miejscowa opiekunka piwniczaków wzięła go do domu, podleczyła... Dlaczego wypuściła? Ponoć się tego domagał. I nie potrafił sobie poukładać relacji z jej kotami.
Tak czy siak, znalazł się na podwórku.
Miskę miał zapewnioną, miejsce do spania też, o ile nie wdawał się w bójki z Pimpkiem i Matyldą, miejscowymi piwnicznymi. Jednak jemu nie to było potrzebne do szczęścia. Owszem, spędzał sporo czasu wygrzewając się na trawniku, ale równie dużo czasu, jeśli nie więcej, spędzał na pobliskim przystanku, gdzie zagadywał do ludzi domagając się głasków.
Im bliżej była jesień, tym pojawiał się rzadziej. Czasem, czasem zaglądał pod ławkę, gdzie stale stały miseczki z karmą. Przychodził z pobliskiej AR, więc wyglądało na to,że znalazł miejsce wśród tamtejszego stada.
Tymczasem w okolicy zaszły dosć istotne zmiany. Remont placu Grunwaldzkiego powoli zmierza ku końcowi, ruch samochodów się nasilił... Pimpek i Matylda przeniosły się do domu, mając dość wykopów jakie zaczęto robić na dotychczas spokojnym podwórku.
Zobaczyłam go na początku lutego. Białoczarny kot przebiegał utykając przez jezdnię. Co mnie zdziwiło - przychodził z drugiej strony ul. Skłodowskiej, jakby teraz tam, w starych piwnicach, było jego nowe terytorium. I znów zaczął pojawiać się częściej - tym razem chodził pośród ludzi i zagadywał do nich.
Zaczęłam nosić mu jedzenie. I jednocześnie tłumaczyłam sobie, że to, co powinnam zrobić, to nonsens. Bo czternaście kotów w domu, bo u Luciano zdiagnozowano białaczkę...
We wtorek zobaczyłam, jak przebiega tuż przed kołami autobusu. Centymetry dzieliły go od śmierci. Przeszłam za nim na drugą stronę ulicy, zawołałam. Odmiauczał. Pogłaskałam, spróbowałam wziąć na ręce.
Wtulił się we mnie całym ciałem i zaczął mruczeć, zamykając ze szczęścia oczy.
Mruczał jak go niosłam do domu, jak wchodziłam po schodach i do mieszkania.
Mruczy nadal. Wystarczy tylko go pogłaskać. Barankuje, wystawia brzuch do miziania... Ideał kota. Najchętniej by nie schodził z rąk.

Był łobuzem, rozrabiaką, namolnym pieszczochem... Wiem już, że nie mogłam, nie byłam w stanie go uratować. Pusto i cicho jest teraz bez niego...
Obrazek

A w moim pokoju szaleją maluchy Mruni... I to jest ten usmiech... :)
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt cze 13, 2008 22:16

Życie toczy się dalej...
Mecenas przeszedł zabieg czyszczenia zębów. Właściwie to zęby wyczyszczono mu przy okazji, tak samo jak przy okazji wystrzyżono mu pozlepiane w dredy futro, bo samym celem była rhinoskopia czy coś takiego - w każdym razie zaglądnięcie do nosa, czy nie da się tam znaleźć przyczyny jego uporczywego kataru.
Nos jest w porządku. A Mecenas odbiedował już narkozę (trochę mu ją chyba przedawkowali, bo nie dawał się ululać i był... hmmm... "agresywny" to bardzo słabe określenie na nastrój Mecenasa u weta) i domaga się jedzenia. Teraz, gdy ma już wyczyszczone zęby i usunięte te w najgorszym stanie, mam nadzieję, że wygoi mu się pysk na tyle, by znów chętniej jadł...
Przed zabiegiem trzeba było pobrać mu krew do badania. Okazało się to prawdziwym maratonem, w którym ja trzymałam kota i przemawiałąm do niego możliwie dobitnym tonem, że ma zachować spokój, blada jak papier studentka pomagała przy pobieraniu krwi z tylnej łapki (z tylnej - przednia była w zasięgu zębów Mecenasa :twisted: ), a pani weterynarz trzęsącymi się dłońmi trzymała fiolkę i liczyła kropelki krwi, żeby już wystarczyło... Zaś za drzwiami cała poczeklania zastanawiała się, jak wprowadzono do ambulatorium tygrysa, tak, że nikt go nie widział :twisted: :twisted: :twisted:
Mecenas jest gadułą. Ale kiedy się go unieruchomi, i przynajmniej formalnie zabroni ruchu, i jeszcze dodatkowo coś mu się robi... To gadanie zamienia się we wściekłe pomstowanie i ryk furii.
Ale potem grzecznie wracał do domu. Oczywiście na smyczce, bo jego godność osobista nie znosi zamykania w transportówkach i robi sie wtedy bardzo, naprawdę bardoz nie miły...
Wyniki badania uspokoiły mnie. Nieco podwyższony mocznik (zapewne ze stresu, w końcu chwilę czekaliśmy przed ambulatorium i kot się nieco denerwował, a jeszze trzeba było stoczyć tę walke o samo pobranie...) i dość wysokie leukocyty, ale przecież ma wciąż stan zapalny - nos, łuki gardła, dziąsła... Ale ogólnie ejst dobrze. I kot też waży nie pięć, ale prawie sześć kilo, choć widać, jak bardzo ostatnio schudł... Teraz wystrzyżenia podkreślają jego zapadnięte boki...

A dzieciaki Mruni rosną i rozrabiają. Od tygodnai mam pobudkę o 5.00 rano albo i wcześniej, kiedy maluchy zamieniają moje łóżko w plac zabaw. Dziś miałam zresztą dodatkową atrakcję, bo któreś nie zdążyło i... mam kołdrę do prania. Ale i tak się jej należało.
Obrazek Obrazek

I mam pytanie - kiedy szczepić? Urodzone 22 kwietnia w przyszłym tygodniu kończą 8 tygodni. Wetka mówiła coś o stracie odporności - boję się, by nie podłapały czegoś od innych kotów, bo choć nie wypuszczam ich z pokoju (staram się nie wypuszczać :twisted: )to jednak nie ma pełnej izolacji - moje ubranie, kapcie... maluchy też robia wszystko, by się wymknąć na mieszkanie...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob cze 14, 2008 20:22

No i mam niespodziankę... :(
I to taką niemiłą...
Teresa przyszła, oświadczyła, że właścicielka mieszkania zgodziła się na kota i... zabrała Śnieżka.
Mama jest zszokowana. Ja zresztą też. Nigdy nie umawialiśmy się, że Śnieżek jest kotem Teresy, a w końcu pies Teresy u nas mieszka.

Nie wiem, cieszyć się, że kot będzie miał swoją Dużą tylko dla siebie czy martwić, jak sobie poradzi, nagle sam, w akademickim życiu...

Brakuje mi go...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob cze 21, 2008 22:16

Śnieżek zostaje u Teresy... Pomijając wszystko inne, wiem, że będzie o niego dbała, a on zasługuje na swoją Dużą, tylko dla siebie, nie bycie jednym z kilku kotów... Myślę, że będzie bardziej przez to miziakowaty...

A dzieci Mruni rosną.
I rozrabiają... Ostatnio ulubioną ich zabawą są zapasy z przygryzaniem - pod moja kołdrą... W efekcie chodzę wciąż niewyspana, bo zasypiam dorze po północy, a pierwszą pobudke mam bladym świtem... koło trzeciej, czwartej rano...
Wesoło jest...

Mecenas po kilku spokojnych dniach, kiedy powoli zaczynałam wierzyć, ze jednak się uda go wyleczyć, znów kicha na potęgę. I zrobił się agresywny - głośno ostrzega, że zaraz kogoś spierze, nie robiąc przy tym różnicy, czy jest to człowiek, pies czy inny kot...
:(
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon cze 23, 2008 21:05

Mecenas nadal marudzi. RAz jest to wściekłe wycie ostrzgające wszystkich, że ma zły humor i żebyśmy mu nie wchodzili w drogę, raz pełne pretensji marudzenie...
Gada tak, jak gadał przed wielu laty, kiedy to chodził po działkach i zaczepiał każdego człowieka marudząc mu, jak to bardzo nieszczęśliwy się czuje tu, na ogródkach.
Zastanawiam się, co mu jest...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto cze 24, 2008 7:50

Siean pisze:Mecenas nadal marudzi. RAz jest to wściekłe wycie ostrzgające wszystkich, że ma zły humor i żebyśmy mu nie wchodzili w drogę, raz pełne pretensji marudzenie...
Gada tak, jak gadał przed wielu laty, kiedy to chodził po działkach i zaczepiał każdego człowieka marudząc mu, jak to bardzo nieszczęśliwy się czuje tu, na ogródkach.
Zastanawiam się, co mu jest...


a katar? zmniejszył się? może to nerwy... u mnie Georg tak reaguje na tymczasowe maluchy, tylko że jemu przechodzi po jakimś tygodniu wściekłych warkotów i zubrzenia pod nosem...
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto cze 24, 2008 17:07

Katar, po lekach homeopatycznych zmmiejszył się na tyle, że Mecenas nie kicha już krwią z popękanych naczyniek, a tylko zwyczajnie, robi mokre prysznice.
Nie wiem, czy to reakcja na tymczasy - Mrunia z dzieciakami siedzi w moim pokoju i bardzo pilnuję, by się na spacerki nie wybierały. Nie chcę, by coś podłapały, zwłaszcza od niego.
Choć może, może... Mrunia zaczęła się marcować... to jednak słychać, a Mecenas stracił pisanki w dojrzałym wieku trzech czy czterech lat - ma wszystkie odruchy pełnojajecznego kocura, ze znaczeniem ścian (i nie tylko) włącznie. Może to jej śpiewy tak go nakręcają... choć nigdy wcześniej nie reagował tak na inne marcujące się kocice... Ale fakt, ze zachowuje się dokładnie tak, jak wtedy gdy był pełnojajecznym kocurem z zapaleniem oskrzeli i zaczynał "ustawiać" nam dom.
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto cze 24, 2008 20:33

Siean pisze:choć nigdy wcześniej nie reagował tak na inne marcujące się kocice... Ale fakt, ze zachowuje się dokładnie tak, jak wtedy gdy był pełnojajecznym kocurem z zapaleniem oskrzeli i zaczynał "ustawiać" nam dom.


no wiesz, może tamte nie były w jego typie ;)

przepraszam, wiem, że Ci nie do śmiechu, tyle masz ostatnio przejść :(
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto cze 24, 2008 20:42

Nie, muszę się śmiać, bo inaczej to zwariuje :wink: Co innego można robić, jak po raz kolejny myje się ścianę? Albo zbiera książki, bo któryś kotecek próbował skakać na bibliotekę mimo zasłon?
Nic tylko się śmiać z ich wygłupów.
To poprawia nastrój :)
Może więc rzeczywiście Missy i Łupina nie są w jego typie, bo małe i czarne, a Mrunia jest większa i bura...
Jeśłi jutro będzie mi net działał, wrzuce znów kilka zdjątek :)
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon lip 21, 2008 19:27

Net mi znów nie działał, a jak działał to miałam czas tylko zajrzeć i podbić kilka wątków, a nie rozisywać się o moich kocistościach...
A tymczasem sporo się u nas pozmieniało.
Malutka Premia poszła w niedzielę do domku. Dobry, zaprzyjaźniony, zdaje co tydzień relację - kotunia czuje się tam tak jak u siebie, śpi z Dużą, mruczy i bawi się całkiem bezstresowo... Mądra kicia.
Z domkiem jej siostru dziś kupowałam drapak, bo dziewczyna ściany w niewłaściwy sposób wykorzystuje. :twisted:
A u mnie szaleje jeszcze mały Bonus :
Obrazek Obrazek Obrazek

Mecenas nadal choruje. Zrobił się naprawdę niemożliwy ze swoim marudzeniem i narzekaniem na wszystko, ale przypuszczam, że sporo z tego, to jego osobiste nerwy. Mrunia, mama Bonusa wciąż się marcuje i choć Mecenas od lat ma tylko wydmuszki, to jakoś wie, co powinien w tej sytuacji robić... A że Mrunia jest mocno nieprzystępna, bije co jej tylko pod łapę podejdzie, ciężkie ma chłopak życie...

Z mniej wesołych nowin to zachorował Bis.
I to jest naprawdę niedobrze. Bis ma już dwanaście lat, był ukochanym kotem mojej babci. A teraz na USG wyszły jakieś grudy na trzustce, w badaniu krwi podniesiony mocznik i kreatynina... Doktorzy mówią o biopsji, by się przekonać, że to nie nowotwór, ale zaczynam się bać, że kot nie przetrzyma narkozy - nie chce jeść. Zawsze był niejadek, francuki piesek wybredny, a teraz... teraz nawet siekana wołowinka, nawet żółteczko nie wzbudza jego zainteresowania...
Na razie podajemy mu kroplówki, jutro idę na kolejne badanie krwi, czy poziom mocznika opadł.
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon sie 04, 2008 20:15

Jest coraz gorzej.
Bisowi wysiadły nerki. Mocznik idzie w górę, kreatynina też... kot ma bystre, wesołe spojrzenie, ale nie mogę go zmusić do zjedzenia czegokolwiek. Trzymam w rękach garść kosteczek obleczonych w futerko :placz:
A jakby tego było mało zachorował Felek. Zaczął się pokładać, chować na balkonie... Myślałam z początku, ze to przez ten upał, ale gdy nie chciał się ruszyć wieczorenm, gdy pochłodniało... Pierwsza diagnoza - też podwyższony mocznik, więc dwa dni kroplówek, bo kot był odwodniony.
I tylko mu zaszkodziliśmy, bo Felek ma potworną anemię. Brak jednej nerki i guzy na śledzionie. Nie robi nic, tylko leży i ziaje... z trudem łapie oddech...
Jutro będą wyniki ręcznego rozmazu, jutro weci zadecydują, co dalej robić.
Proszę o kciuki... Wiem, że już raczej nie uratuję Bisa, ale Felek... NIech się da jakoś mu pomóc...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google Adsense [Bot] i 1126 gości