Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto maja 20, 2008 20:50

caty pisze:Maluszki...otwierają oczka. Jak na chów tego typu to są okazami zdrowia. No i mają juz domki, w komplecie 2 plus dwa plus jeden...i tu będzie problem, trzeba będzie importowac jeszcze jedno kocię...Maluszki zakwaterowane są w szafie, jak zwykle i ogrzewane przez dwie ciocie - ciocie Triss i ciocie Bisię...a ja co cztery godziny ze strzykawką cium, cium...


:ok:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro maja 21, 2008 13:44

A czy Ciocia Bisia znajdzie czas dla smutnej Inusi?

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro maja 21, 2008 17:10

- Odpocznij - powiedział dziadek okrywając mnie ciepło.
Posłusznie zamknąłem oczy, ale sen nie nadchodził. Pochrapywanie dziadka niosło sie echem w szparze za piecem, a na piecu dalej tykał malutki zegarek. kiedy nad moją głową coś zachrobotalo i po ścianie przemnknął nieduzy cień usiadłem na posłaniu i przetarłem oczy.
- Dziadku...- szepnąłem, ale spał twardo, a jego wąsy unosiły się w takt pochrapywania.
Wstałem i na palcach wykradłem się zza pieca i wyszedlem na środek kuchni. Rozejrzałem sie dokoła i nagle moje oczy natrafiły na wnękę. Była pusta i dobrze, że przysloniłem sobie usta dłonią, bo mój okrzyk zdziwienia napewno obudziłby Jana śpiącego w sąsiednim pokoju.
gliniany kot zniknął i, co ciekawsze, dalbym sobie uciąć głowę, że to właśnie jego cień dostrzegłem na ścianie... Poczekałem, az ochłonę ze zdziwienia, przysiadłem na skrzynce z drewnem i zapaliłem fajkę, Myślałem bardzo długo, aż na koniec doszedłem do wniosku, że kot ożył, ale nie miałem najmniejszego pojęcia, dlaczego.
Skulony za grubym polanem dotrwałem do rana i gdy niebo nad domem leciutko pojaśniało podloga zaskrzypiała cicho i do kuchni wszedł otrzepując łapy brązowy kot. Wyglądem przypominał prawdziwego kota, ale na szyi mial czerwoną kokardę, a na policzkach rumieńce. Wyglądało to moim zdaniem dość dziwnie, ale ostatnio wokół mnie wydarzyło się tyle dziwnych rzeczy, że po prostu przyjąłem to do wiadomości i gdy dziadek przebudzil się opowiedziałem wszystko po kolei.
- Ciekawe...- mruknął wycierając usta i odstawiając na bok garnuszek mleka. - Powiadasz, że glina, z której go ulepiono...
Rozmowa przerodziła się w długie pasmo wspomnień, w których jak żywe przesuwały się obrazy z przeszłości i ani spostrzegliśmy się, jak kuchenny zegar oznajmił południe. wyszedłem przed dom. Świeży śnieg lśnił setkami diamentowych iskierek, z dachu zwisały kryształowe sople, a na sniegu, tuz przy ścianie domu biegł rząd równych sladów , które bez wątpienia były sladami kocich łapek. Ślady zaprowadziły mnie pod uchylone okienko piwnicy i usmiechnąłem się do siebie zwycięsko.
Założyłem ciepły kubrak, owinąłem szyję szalikiem, który zrobiła dla mnie babcia i wyruszyłem w stronę miasta. W parku kilkoro dzieci lepiło śnieżną fortecę, a obok fontanny stał smutny bałwan, któremu ktoś pod marchewkowym nosem dokleił nieduży, śmieszny wąsik.
Przypomniałem sobie zdjęcie człowieka obdarzonego takim własnie wąsikiem i zachichotałem, bowiem podobieństwo było uderzające.
- Oszalałaś ! - Melchior zgromił żonę surowym spojrzeniem.
Malarka mrugnęła do mnie i roześmiała się.
- Ależ, Melu - powiedziała - aż prosiło się o to...
Melchior spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem i poprosił, abym wytłumaczył jego żonie, że może śmiać się ze wszystkiego, ale nie z czlowieka z wąsikiem, z którego śniegowej podobizny zdążyło uśmiać się juz całe miasto.
Kiedy usiedliśmy do stołu ktos zastukał do drzwi i zobaczyłem jak Melchior nagle pobladł. Wstał, powoli odsunął krzesło i powoli wyszedł do przedpokoju. Głos, który dobiegł do moich uszu był głosem znajomego barbarzyńcy.
Zanim Melchior z niecodziennym gościem weszli do pokoju malarka zdążyła przykryc mnie frędzlastą chustą . Wstrzymałem oddech, życząc sobie w głębi serca, aby gość nie usiadł na mnie, ale barbarzyńca, który był bardzo dobrze wychowany poczekał, aż pani domu wskaże mu krzesło i dopiero wtedy usiadł.
- Pani Katrino - powiedział cichym, przepraszającym głosem i położył na stole szczotkę do butów. - Błagam, niech pani tego nie robi. Ma pani dzieci...Wojna to nie zabawa.
Malarka opuściła głowę.
- Ja nie powiem nikomu - rzekł barbarzyńca.
Melchior ustawił na stole wysokie kieliszki i napełnił je winem.
Barbarzyńca uśmiechnął się.
- Lubię to miasto - powiedział wznosząc w górę swój kieliszek - i na Boga, chciałbym być tutaj jako ktoś inny...może wtedy...
Malarka uniosła głowę i kolczyki z kocimi główkami zadzwoniły pytająco.
- Nie wie pani - odparł. - Ta młoda dziewczyna, ta z warkoczem...Ona wie, ale co mi z tego.
Jego głos był tak przepełniony bólem i goryczą, że zrobiło mi się go naprawdę żal.
Malarka położyła dłoń na ręce barbarzyńcy.
- To nie o to chodzi - powiedziała. - Ceni pana i lubi, ale...
- Ale ? - oczy barbarzyńcy nagle zabłysły.
- Kocha Jana - odrzekła, a Melchior aż zerwał się na równe nogi.
- JANA ? - wykrzyknął, a jego zona pokiwała głową.
- Tak, zawsze go kochała. Jeszcze w szkole pisała miłosne wiersze...był ich cały kajet...Wszystkie " Do J *** " . Do Jana.
Barbarzyńca ukrył twarz w dłoniach i nad stołem zapadła długa, ciężka cisza, a kiedy ponownie spojrzał na swych gospodarzy jego twarz była smutna, ale znikł z niej wyraz rozpaczy.
- Kocha innego...- powtórzył i sięgnął po kieliszek. - więc przynajmniej tyle pociechy, że przegrałem z mężczyzną...z mężczyzną, którego uważam za przyjaciela...
Melchior ponownie napelnił kieliszki.
- Myśli pan - rzekł nagle barbarzyńca - że mógłbym się go z łatwością pozbyć...Przeciez wiem, że uczy dzieci, choć nie wolno, wiem, że ma w domu zakazane gazety...że mówią o nim, iz ukrył cenny skarb...
Malarka nagle pobladła.
- Nie, nie - powiedzial pospiesznie barbarzyńca. - Tym bardziej będe pilnował, aby nie spadł mu włos z głowy...
- Jest pan bardzo szlachetny - powiedziała malarka - batrdzo, jak...
- Jestem, staram się byc człowiekiem w czasach nieludzkich - odparł, dokończył wino i sięgnął po przewieszony przez poręcz krzesła płaszcz. - Dziękuję państwu. I... - dodał - niech pani uważa, choć było to nad wyraz trafne...
Kiedy jego kroki ucichły na schodach malarka ściągnęła chustę i powróciłem na swoje miejsce na stole.
Za oknem, między drzewami parku niebo zdążyło przybrać pomarańczowy kolor, a zachodzące słońce prześwitywało między gałęziami rozczochranych sosen i powykręcanych buków.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro maja 21, 2008 18:22

Hm, poważna opowieść się zrobiła z naszej bajusi....
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw maja 22, 2008 12:53

baja spoważniała, bo burza trwa, ale po każdej burzy wychodzi słońce :lol:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pt maja 23, 2008 14:38

Bajusi nie było :(:(:(

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt maja 23, 2008 17:08

MaryLux pisze:Bajusi nie było :(:(:(
Pewnie maluszki absorbujące bardzo, caty w szafie siedzi, karmi i pomaga niańczyć :lol:
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt maja 23, 2008 17:12

25


Wiosna nadeszła nieśmiało, jak gdyby skradala się na palcach aby niepostrzeżenie wkroczyc do miasteczka, zieleniąc pierwszą, delikatną trawę, przeganiając po niebie leciutkie, białe chmurki, cicho odzywając się ptasią piosenką i wyciągając spod ziemi blade, anemiczne pędy.
Pewnego poranka, gdy ziemia była na tyle sucha, że nie ciągnęło od niej wilgocia wybralismy się z dziadkiem na spacer pod las, bez większej nadzieji, że uda się nam wejść poza najeżony kolcami mur, ale dokoła pachniało świeżością, a w głębi lasu, niewidoczny dla oczu dzięcioł zapamiętale stukał w korę jakiegos chorego drzewa.
Stukanie rozchodziło sie po lesie echem i wstąpiła we mnie nadzieja, że Zły Czas w końcu się zakończy, i las ponownie napełni się zyciem.
Przysiedliśmy z dziadkiem na niedużym wzgórku pod którym spał Bazyli i zapaliliśmy nasze fajeczki. Niebieski dym rozpłynął się w powietrzu, a leśny tytoń zapachniał swojsko i mocno.
Przymknąłem oczy i zobaczyłem twarze braci, przypomniałem sobie wieczory spędzone za piecem przy odrobinie leśnego wina, opowieści o dawnych czasach i ciepłą sierś Bazylego w którą wtulałem się zasypiając.
Rozpaczliwie zatęskniłem do czasu, kiedy bałem się ojcowskiego pasa i gdy przemoczony wracałem z podworka na którym z bracmi toczyłem wojnę na śniegowe kule a matka kładła mi rękę na czole i dla pewności przynosiła mi kubek naparu z lipowego kwiecia...
Przypomnialem sobie, jak bardzo miałem dosyć opieki rodziców i jak bardzo pragnąłem być dorosłym...
- Czy to jest zawsze tak ? - zapytałem na koniec dziadka dzieląc się z nim swymi myślami.
- Przeważnie - odparł dziadek.
Posiedzieliśmy w ciszy jeszcze chwilę a potem powoli skierowalismy się w stronę domu. Dziadek od razu udał się na werandę, a ja zrobiłem sobie malutki spacerek po parku, tym bardziej, że jakas niewidzialna siła pchała mnie w stronę najdalszego zakątka, gdzie świeża ziemia zdążyła juz się nieco zapaść i zaczęła porastać rzadką, bladozieloną trawą. Szedłem mysląc o zydowskich psach i kotach i zamysliłem się tak bardzo, że dopiero w ostatniej, najostatniejszej chwili zorientowałem się, że nie jestem w owym zakątku sam.
Na kamieni mocno wrośniętym w ziemię siedział Aron i ugniatał w dloniach bryłkę gliny.
Jego twarz miała dziwny, skupiony wyraz, nie przypominał w niczym bawiącego się dziecka, raczej odniosłem wrażenie, że odprawia jakis ponury rytuał. Chwilę poobserwowałm go ukryty za krzakiem forsycji i najciszej jak się dalo wycofałem się w głąb parku.
Wieczorem niebo zasnuło sie ciężkimi, szarymi chmurami i marzec sypnął ostatnim śniegiem, drobnym, mokrym, który przed północą zamienił się w uporczywy deszcz. a kiedy deszcz przestal padać na schodach rozległy się ciężkie kroki wojskowych butów.
Mężczyzna wszedł do domu bez pukania mrużąc złe, niebieskie oczy. Odsunął krzesło i usiadł przy stole naprzeciwko Jana.
- Skarb - powiedział. - Gdzie jest skarb.
- Skarb ? - Jan uniósł brwi, zdjął okulary i położyl je przed sobą na stole.
- Nie udawaj głupiego - warknął mężczyzna. - Zakopałeś skarb, a plan...
Rozejrzał się dokoła i wtopił w Jana zimne spojrzenie. W ciszę, która nagle zapadła w kuchni wdarł się dziwny dźwięk, przypominający ciche, narastające warczenie. Dźwięk dochodził znad mojej głowy. spojrzałem w górę. Policzek, trzask padającego krzesł, wściekły warkot i krzyk mężczyzny zlały się w jedno
Zauważyłem tylko rudo-brązową smugę dającą susa wprost w otwarte drzwi i biegnącego jej sladem napastnika. Chwiał się na nogach i trzymał oburącz za twarz.
Spojrzałem w górę i oniemiałem : wnęka nad piecem, w której zwykle siedział gliniany kot była pusta.
ledwie kroki uciekającego ucichły na żwirowanej scieżce do domu wbiegła jasnowłosa dziewczyna.
- Uderzył pana ! - wykrzyknęła. - Jak...jak on śmiał !
- To nic - rzekł Jan. - Raczej zastanawia mnie...
- Chodźmy, szybko, szybko - ponaglała dziewczyna wciskając w drżące ręce Jana płaszcz i owijając mu szyję szalikiem. - Na miłość boską, szybko...
Wypchnęła go z domu, a ja wysunąłem się za nimi.
Oddalili się spiesznie, a ja rozejrzałem się po ogrodzie. W niewyraznym, czarnym, skulonym pod krzakiem kształcie rozpoznałem kota.
Kot powoli, z wysiłkiem podniósł się i stanął na chwiejnych nogach. Zataczając się ruszył w stronę domu, a ja ruszyłem tropem uciekiniera. Wybiegłem z ogrodu i stanąłem w kręgu swiatła rzucanego przez latarnię.
I kiedy tak stałem zastanawiając się, w którą stronę pobiegł nieznajomy w mieście wysoko zawył pies.
Przenikliwe wycie rozdarło nocną ciszę a po chwili odpowiedziały mu inne psy. Poczułem jak zimny dreszcz pełznie mi po plecach. W mglistej, wilgotnej nocy czaiło się coś strasznego, coś, czego nie mogłem zrozumieć, a co zbliżało się coraz bardziej.
Słyszałem mlaskanie mokrej ziemi, szelest rozsuwających się krzaków i ciężki, świaszczący oddech. Coś nadciągało z głębi parku i szło w kierunku rynku. Z sercem walącym niby młot, na drżących nogach , w każdej chwili gotów do ucieczki szedłem za tym czymś, co parło naprzód nie zwracając uwagi na przeszkody. Ciężka, żeliwna ławka przewróciła się jak gdyby była dziecinną zabawką, trzasnęła złamana gałąź.
- Opiekunie baśniowego ludu - szeptałem do siebie szczękając zębami - miej w opiece skrzata Kleofasa trzymającego straż nad miastem...
Mgła wysnuwająca się z głębi parku owijała pnie drzew jak wata, pełzła alejkami jak gdyby była żywym stworzeniem, a w niej, przed moimi oczyma majaczył niewyraźny kształt.
- Opiekunie baśniowego ludu - powtarzałem wbijając paznokcie w dłonie. - Opiekunie baśniowego ludu....

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt maja 23, 2008 17:14

PumaIM pisze:
MaryLux pisze:Bajusi nie było :(:(:(
Pewnie maluszki absorbujące bardzo, caty w szafie siedzi, karmi i pomaga niańczyć :lol:



ano niańczy...stoczyłam walkęo życie dwu najmniejszych i wychodzimy na prostą, ale padam na pysk ze zmęczenia...jutro i w niedzielę odpoczywam, ale...przynajmniej jeden odcineczek będzie....
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt maja 23, 2008 17:42

Jak rany, golem! 8O Zdolniacha z naszego Arona, trzeba znajomości zaklęć, dużej mocy i wielkiego gniewu, żeby golema urobić i zapanować nad nim :roll:

:ok: :ok: :ok: za maluszki, żeby już tylko rosły i silniejsze się robiły :ok:
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt maja 23, 2008 19:13

no, Puma...tyteż zdolniacha jesteś.. a ja myslalam, że mało kto sie zna na golemach...Jako żem jutro nieobecna to jeszcze Wam wstawie cd :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob maja 24, 2008 8:03

Na skraju parku stwór zatrzymał się. Odwrócił guzowaty łeb i błysnął parą czerwonych oczu. a potem wszedł na kocie łby rynku pozostawiając za sobą brudne, gliniaste ślady przypominające slady ogromnego...psa.
Przystanąłem czekając, aż stwór odejdzie na bezpieczną odległość i ruszyłem za nim. Ściana mgły napierała na moje plecy przemaczając kubrak i tłumiąc dźwięki.
Stwór kierował się w stronę hotelu, który zamieniono na posterunek barbarzyńców . Przystawał co chwila, unosił łeb, ze świstem wciągał powietrze i parł naprzód. Wszedł po kamiennych schodach i oparł się bokiem o drzwi.
Ustąpiły, jak gdyby były z papieru, nie z solidnego dębowego drewna.
A potem, na jeden moment, który wydawał się ciągnąć w nieskończoność - zapadła cisza.
Krzyki, przekleństwa szamotanina zaskoczonych ludzi wybuchły jak burza. Szkło pękało na setki kawałków, a nad bezładnymi wystrzałami górowało wściekłe warczenie, jak gdyby stado głodnych wilków dopadło ofiary rozdzierając ją na strzępy.
Odgłosy walki ścichły równie nagle jak wybuchły.
Pokraczny kształt wynurzył się z drzwi, powoli zszedł po schodach, błysnął czerwonymi ślepiami i noga za nogą, pozostawiając gliniaste ślady powlókł się w stronę parku.
Mgła rzedła powoli zamieniając sięw przenikającą do szpiku kości mżawkę. Chowając ręce w kieszenie przemokniętego kubraka szedłem za stworem. przedzierałem się przez splątane trawy, grzęzłem w rozmiękłych kretowiskach.
W butach w ktorych chlupotala woda dotarłem w najdalszy zakątek parku. Stwór przystanął rozjerzał się dokoła , wszedł na pokryte świeżą trawą wzniesienie i nagle zaczął kurczyc się, zapadać w sobie, az w końcu stał się malutkim okruchem gliny. Podszedłem bliżej. Na szczycie pagórka leżał uwalany gliną, zwinięty rulonik papieru. podniosłem go z ziemi i schowałem do kieszeni.
W progu domu czekał niecierpliwie dziadek.
- Kot jest w komórce - powiedział. - Gdyby go znaleźli, rozbiliby go w drobny mak...Ktoś puścił plotkę, że mapa do skarbu ukryta jest w figurce...
Namacałem skrawek papieru.
- Może to jest mapa - powiedziałem podając papier dziadkowi.
Dziadek rozwinął papier i podsunął mi go pod nos. Na papierze widniało kilka dziwnych znaków, które w żaden sposób nie przypominały mapy.
- To trzeba spalić - rzekł dziadek wąchając papier. - Ma brzydki zapach - dodał.
Wrócilismy do kuchni, gdzie w piecu tliło się jeszcze trochę żaru. Papier gwałtownie skurczył się i rozwinął, sczerniał i rozsypał na proch.
- Co to było ? - zapytałem.
Dziadek podrapał się w głowę.
- Nie jestem do końca pewny, ale...- urwał i klepnął się dłonią w czoło. - W komórce jest jeszcze chłopiec - powiedział. - Po tym, co stało się w mieście grozi mu śmierć.
Głosy, które rozległy się na podwórku znałem bardzo dobrze - to wróciła jasnowłosa dziewczyna z przyjaciółką o twarzy szmacianej lalki.
Najwyraźniej szukały kogoś zaglądając w każdy kąt.
- Wskaż im drogę - szepnął dziadek.
Przemknąłem błyskawicznie pod ścianę komórki i pchnąłem drzwi. Zawiasy zaskrzypiały głośno, a jasnowłosa dziewczyna chwyciła koleżankę za ramię.
- Tam - szepnęła. - Musi być własnie tam.
W skulonej, drobnej postaci rozpoznałem małego Arona. Przyciskał do siebie glinianego kota i bezgłośnie poruszał pobladlymi wargami.
- Opiekunie basniowego ludu - szepnąłem - powierzam ci to ludzkie dziecko, strzez go i opiekuj się nim tak, jak bierzesz pod swe skrzydła ścigane zwierzę....
Trzy postaci znikły w rzednącym mroku. spojrzałem w niebo. Nad dachem naszego domu trochę bledsza jak to zwykle o poranku - świeciła gwiazda. Odetchnąłem z ulgą i wszedłem do kuchni, gdzie dziadek dorzucił do pieca ostatnie polano. Zdjąłem przemoczony do suchej nitki kubrak i powiesiłem go na skraju paczki na drewno, obok zas ustawiłem równie mokre buty.
moje posłanie było ciepłe i wygodne. Juz - juz zamykałem oczy, gdy poczułem zapach lipowego kwiatu.
Uniosłem głowę.
Obok stał dziadek trzymając w ręku naczynie z gorącym naparem.
Uśmiechnąłem się i wypiłem wszystko duszkiem.
Dziadek przysiadł na skraju mojego posłania i zapalił fajkę.
- Śpij - powiedział...i zasnąłem tak, jakbym z powrotem był małym skrzatem.
Spałem mocno, bez snów, od czasu do czasu odwracając się na drugi bok, a kiedy poranne słońce rzucilo na ścianę smugę złocistego światła otworzyłem oczy i poczułem, że powróciły do mnie siły i nadzieja.
Dziadek krzątał się po kuchni wymiatając popiół z paleniska i składając na kupkę drobne drzazgi.
- I co dalej ? - zapytałem.
- Pilnujemy miasta - odrzekł i pyknął ze swojej fajeczki.
Nie wiem skąd zdołał zdobyć świeże mleko i owsiane ciastko. Po śniadaniu uporządkowałem nasz kąt, wyciągnąłem z kuferka czysty kubrak i suche buty i zapalilem fajkę.
A kiedy słońce stało juz wysoko na niebie wyszlismy sprawdzić co dzieje się w mieście. Nocny deszcz zmył z kocich łbów gliniaste ślady, a w oknach hotelu pojawiły się nowe szyby. Na rynku zas nie było ani jednego barbarzyńcy...
We wschodniej części miasta panowała głucha cisza. Domy stały milczące i opuszczone, wiatr poruszał firankami w otwartych oknach.
- Hej hej - zawołałem, ale nikt mi nie odpowiedział, dopiero po chwili z jednej z piwnic wysunąła się czarno-biała kotka.
- Co tu się stało ? - zapytałem.
- Zły Czas - odparła strosząc ogon.
Dom, w którym mieszkał Aron świecił pustką. Ostroznie przeszedłem między kawałkami rozbitych filizanek, pod stopami chrzęścił rozsypany cukier. Na środku pokoju, z bezładnie rozrzuconymi rękoma i nogami leżała porzucona lalka.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie maja 25, 2008 7:07

Caty Kochana nadrobiła czytanie
Dziekuję za bajusie :1luvu:

Za zdrówko maluszków mocne :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:

Odpocznij trochę Kochana

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Nie maja 25, 2008 10:39

jakie to piękne i jakie smutne...
caty, jak maluszki?
caty, obiecałaś mi wiadomości o Mruczku, wiem, że teraz jesteś zajęta, ale może potem, proszę
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Nie maja 25, 2008 14:16

Tu byłam...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 31 gości